Nyja – śladami tajemniczego bożka

 

Wybitny znawca kultury Słowian Stanisław Urbańczyk napisał kiedyś, że historia badań nad ich wierzeniami jest wyłącznie historią rozczarowań. Brak źródeł pisanych a do tego znikome pozostałości materialne nie napawają optymizmem, zwłaszcza że niemal wszystkie przekazy zawdzięczamy twórcom chrześcijańskim bądź arabskim. Jedni i drudzy najczęściej nie rozumieli kultu Słowian, a często nie byli nawet w stanie  poprawnie przekazać imion ich bóstw i demonów co stawia nas przed licznymi problemami interpretacyjnymi. Podobnie jest z jednym z najbardziej tajemniczych i kontrowersyjnych bóstw o nieokreślonej płci znanym najczęściej pod imieniem Nyja.

 

 

Urywki ze źródeł na które powołuję się w tym odcinku można znaleźć w książkach Słowiańskie Zaświaty Pawła Szczepanika bądź Dziady – Teatr Święta Zmarłych Leszka Kolankiewicza, obie szczerze polecam. Niektóre odszukacie również w bezkresnych odmętach Internetu, gdyż na fali zainteresowania słowiańskimi wierzeniami powstaje ostatnimi czasy mnóstwo książek oraz artykułów bądź wszelakich wpisów tworzonych często przez dociekliwych pasjonatów. Tworząc tę audycję zawsze korzystam z książek szanowanych autorów zajmujących się tą tematyką, gdyż moim zdaniem to jedyny sposób na stworzenie wiarygodnej treści w oceanie mało wartościowych informacji. Za jakiś czas planuję specjalny odcinek poświęcony tylko i wyłącznie literaturze, z której korzystam i którą polecam.

Najbardziej znana jest relacja Jana Długosza, który Nyję porównuje do rzymskiego boga śmierci Plutona, przypisuje mu również świątynię w Gnieźnie. „Plutona nazywali Niją, uważając go za boga podziemi i stróża oraz opiekuna dusz, gdy ciała opuszczą. Do niego modlili się o to, aby wprowadzenie byli po śmierci do lepszych siedzib w podziemiach. Duszom tym [albo: temu bogu] wybudowano w mieście Gnieźnie najważniejszą swiątynię, do której pielgrzymowano ze wszystkich stron.”

W myśl Długosza podążali kronikarze Miechowita oraz Maciej Stryjkowski, ten drugi pisał „Plutona też boga piekielnego, którego zwali Nia, chwalili wieczor, prosili też od niego po śmerci lepszego i wczesniejszego miejsca w piekle i dżdzów albo uskromnienia niepogody, którego kościół był w Gnieźnie najświętszy.”

Relacja słynnego kronikarza nie jest jednak pierwszą ani jedyną na jaką natrafiamy w naszych poszukiwaniach. Poprzedzają je cztery inne źródła, zaczynając od Kazań gnieźnieńskich, następnie Statuty prowincjonalne, dalej rękopis Kazań Konrada na rok liturgiczny oraz Traktat o ortografii polskiej Jakuba Parkoszowica. Wszystkie pochodzą z pierwszej połowy piętnastego wieku.

Pierwsze źródło pisane jakie wspomina o istnieniu Nyji jest kazanie autorstwa teologa Łukasza z Wielkiego Koźmina, będącego prywatnie rektorem Akademii Krakowskiej oraz obrońcą Jana Husa. W kazaniu przygotowanym przez niego dla gnieźnieńskiego biskupa Wojciecha Jastrzębca w 1410 roku tematem przewodnim było jak zwykle ruganie  krnąbrnych mieszkańców, którzy w swego rodzaju podziemiu uprawiali alternatywną do chrześcijaństwa religijność ludową. Dalej czcili dawne bożki pośród których pojawia się również Nyja. W kazaniu słyszmy:

„Należałoby zwrócić uwagę na tych, którzy dzisiaj mówią rzeczy bezbożne w tańcach lub gdzie indziej na widowiskach, rozważają w sercu rzeczy nieczyste, wykrzykują i wymieniają imiona bożków, i zastanowić się, czy jest możliwe <ich> nawrócenie do Boga Ojca. Na pewno nie. Albowiem nie wolno dopuszczać do uszu swobodnie tych świąt, które niestety obchodzą wedle tego, co pozostało z obrządków przeklętych pogan, jakimi byli nasi przodkowie, chyba że dla ukarania, tak jak niegdyś podniósł się krzyk mieszkańców Sodomy i Gomory. Albowiem na tym święcie swobodnie stawały się nieprzyzwoite obnażenia i inne obrzydliwości, o których Apostoł powiada, że nie godzi się ich nawet nazywać z powodu Boga Ojca. Takich rzeczy jednak, dzięki temu, że przybyło kaznodziejów, zaprzestaje się, a w wielu miejscach już się zaprzestało […] Nie ma innego imienia pod niebem, w którym możemy zostać zbawieni. Albowiem nie zbawia się człowiek w imię Łado, Jassa, !Quia, Nija, tylko w imię Jezusa Chrystusa […] Nie Łada, nie Jassa, nie Nija, które są skądinąd imionami bożków tu w Polsce czczonych, jak zaświadczają niektóre kroniki samych Polaków…”

Co ciekawe jest to w ogóle pierwsze znane źródło pisane zawierające jakiekolwiek imiona polskich bożków, odkryte dopiero w 1979 r. przez Marię Kowalczykównę badającą rękopisy Biblioteki Jagiellońskiej. Cytatów z tego rękopisu nie uświadczymy w starszych publikacjach o wierzeniach Słowian jak dzieła Brucknera, Łowmiańskiego, Gieysztora, czy Urbańczyka. Pomimmo że dwa ostatnie wydano już po odkryciu rękopisu.

W 1423 r. anonimowy autor Statutów prowincjonalnych również wspomina o interesującym nas bożku, tym razem jednak pod nieco zmienionym imieniem, z Nyji robi się Tyja. W swojej relacji zaleca: Zabraniajcie również klaskań i śpiewów, w których wzywa się imiona bożków Lado, Yleli, Yassa, Tya, a które się zwykło odprawiać podczas Zielonych Świąt.” Paweł Szczepanik sugeruje tutaj błąd edytorski jaki mógł mieć miejsce podczas przepisywania jakiejś starszej kroniki. Przypadek wcale nie taki rzadki w średniowieczu.

W kazaniach Konrada z 1423 r. Nyja pojawia się ponownie pod imieniem Yaya: „Niestety nasi starcy, starki i dziewczęta nie przykładają się do modłów, aby godni byli przyjąć Ducha Świętego, ale niestety w te trzy dni, co by należało spędzić na rozmyślaniu, schodzą się starki, kobiety i dziewczęta nie do kościoła, nie na modły, ale na tańce, nie Boga wzywać, ale diabła, mianowicie Ysaya, Lado, Ylely, Yaya […] Tacy… jeśli nie będą się pokutować, przejdą z Yassa, Lado na wieczne potępienie.”

O Nyji w podobnym okresie wspominają również statuty diecezjalne Mikołaja z Pyzdr, gdzie piętnuje się swawolne tańce z klaskaniami towarzyszące kultom Łady, Leli, Yassy i Nyji.

Do pełni pozostają nam jeszcze dwa źródła pisane, jedno to stworzony niezależnie od Długosza Traktat o ortografii polskiej Jakuba Parkoszowica, gdzie autor omawiając gramatyczne reguły pisowni miękkiego „n” powołuje się dla przykładu na bożka zwanego Nija. Z kolei pod koniec osiemnastego wieku rosyjski pisarz Michaił Cherkasow wspomniał w swoim poemacie pt. Włodzimierz Ożywiony o Nyji wymieniając to bóstwo u boku wielu innych, które próbowały zaprzątać uwagę głównego bohatera Włodzimierza Wielkiego odpowiedzialnego za chrzest Rusi pod koniec X wieku. Cherkasow pisze:

… Widzę ognistego Nyję:
W nim piekło sądzić chciała cała Rosja
On płomienny dzierżył w rękach grzeszną plagę
Miał on swój tron w ziemi
I otoczony wrzącym morzem zła
Nocne straszne upiory nasyłał

Cherkasowa podaję tutaj jako ciekawostkę, gdyż jego relacja jest bardzo późna a do tego nosi znamiona korzystania z innych relacji, takich jak ta spisana przez Długosza. Świadczy o tym wymienienie obok bóstw znanych z Powieści minionych lat Nestora również tych spotykanych na kartach twórczości polskiego kanonika, które normalnie nie pojawiały się w folklorze ruskim. U Cherkasowa znajdziemy więc Peruna, Chorsa, Simargła, Nyję, Wolosa, Ładę, Polela, Pośwista i kilku innych bożków poskładanych z tradycji wschodnio i zachodniosłowiańskiej. W polskiej literaturze sporą wartość należy przypisywać źródłom najwcześniejszym, w tym wypadku piętnastowiecznym. Relacje kronikarzy z późniejszych stuleci zawierają coraz więcej nazw bóstw co świadczy o skłonności do fantazjowania. Dawne wierzenia zamierały z pokolenia na pokolenie, więc im później tym mniej nazw dawnych bogów powinno się pamiętać. W źródłach sytuacja jest zupełnie odwrotna. Pominę więc wymienianie relacji kronikarzy z wieków późniejszych.

Jak już wspomniałem najpopularniejszym źródłem dzięki któremu wiemy o domniemanym istnieniu Nyji była kronika Jana Długosza, który zaprezentował w niej cały panteon rzekomych dawnych polskich bóstw. Lista ta była niemiłosiernie krytykowana przez religioznawców i etymologów z wyjątkiem jednego bożka – Nyji. Nawet skrajnie krytyczny wobec Długosza językoznawca Aleksander Bruckner zauważył, że bóstwo takie jak Nyja mogło istnieć analizując źródłosłów jego imienia –nyć, które oznacza „niknąć, umierać” wywodząc je od prasłowiańskiego „niti” – „gnić, butwieć” bądź „nija” „piekło”… Do podobnych wniosków doszli inni badacze, wśród nich Stanisław Urbańczyk i Aleksander Gieysztor. Ten ostatni widział w nim lokalne określenie Welesa. O kulcie Nyji mogą również zaświadczać zwroty jak „pójść do Nyje” lub „bydlic w Nyi”. Oba mogą oznaczać śmierć, gdyż jak wiemy z poprzednich odcinków Słowianie jak na Indoeuropejczyków z dziada pradziada przystało często wyobrażali sobie zaświaty jako łąki pełne dusz pod postacią pasącego się bydła rogatego. Jeśli Nyja rzeczywiście był bądź była odpowiednikiem rzymskiego Plutona to powyższe zwroty nabierały więcej sensu. Zasadniczym problemem w przypadku tego bożka jest ustalenie jego płci, co jest obecnie praktycznie niemożliwe. Płeć męską przypisuje mu z całą pewnością Mikołaj Rudnicki, według którego Nyja byłby bogiem sprawiającym nycie, tj. więdnięcie, usychanie, obumieranie, krótko mówiąc śmierć.

Etymolodzy starali się także połączyć nazwę bożka ze słowiańskimi oraz praindoeuropejskimi źródłosłowami z których wywodzono nazwy dla czynności związanych z przędzą, tkaniem, nićmi. Wiara w łączenie świata zmarłych z przędzą była powszechna wśród ludów indoeuropejskich, czego przykładem są choćby greckie Mojry, rzymskie Parki czy skandynawskie Norny. Wszystkie wyżej wymienione istoty były odpowiedzialne za nadzorowanie długości ludzkiego życia symbolizowanego najczęściej przez nić, której przecięcie oznaczało śmierć.

Nasz bohater mógłby być lokalną, polską wersją bardziej popularnego na Rusi boga zaświatów Wołosa – Welesa. Brak jednak niezbitych dowodów na potwierdzenie tej teorii. Paweł Szczepanik z kolei sugeruje, że Nyja mogła być pierwotnym bóstwem żeńskim, towarzyszką Welesa, którego imię było obłożone tabu, dlatego zamiast niego wymawiano imię zastępcze, bądź imię bóstwa bliskoznacznego, jakim mogła być Nyja w takiej interpretacji. Podobna sytuacja miała miejsce choćby w mitologii greckiej, gdzie nie wymawiano imienia Hadesa lecz jeden z jego przydomków – np. Pluton, oznaczający bogacza, z racji nieprzeliczonych skarbów jakie skrywał świat podziemny. Grzegorz Niedzielski w książce Królowie z gwiazd. Mitologia plemion prapolskich twierdzi, że imię Nyja mogło oznaczać „Znikający w Otchłani”, co nasuwa autorowi skojarzenia z imieniem Hades oznaczącym „Niewidzialnego”. Wróćmy jednak do słowiańskiego Welesa, boga śmierci, bogactwa i bydła symbolizującego majętność. Na Rusi był bez wątpienia jednym z dominujących bóstw, ciągle skonfliktowanym z gromowładnym Perunem, podobnie sytuacja mogła wyglądać na zachodniej Słowiańszczyźnie, gdzie na niektórych ziemiach mógł występować pod zastępczym imieniem Nyja. Jest to jedna z interpretacji zagadki jaką ciągle jest dla nas to bóstwo.

W swojej kronice Jan Długosz wspomina o poświęceniu Nyji ważnej świątyni w Gnieźnie, do której pielgrzymowano z całego kraju. Co ciekawe jest bardzo prawdopodobne, że na gnieźnieńskim Wzgórzu Lecha, w samym sercu piastowskiego grodu znaleziono pozostałości kamiennej konstrukcji w formie kopca mogącej być pozostałościami pogańskiego miejsca kultu. Konstrukcja odkryta pod fundamentami kościoła św. Jerzego zachowała się jedynie częściowo, wcześniej prawdopodobnie przyjmowała formę piramidy usypanej z kamieni, co dyskwalifikowałoby ją jako fundament poważniejszej budowli, zaś według archeologów nie jest ona również ruinami innego budynku lecz niezależną konstrukcją. O istnieniu podobnych usypisk pełniących funkcje sakralne wśród Słowian wspominali twórcy żywotów św. Ottona z Bambergu Herbord oraz Ebo. Według tego pierwszego w pogańskim Szczecinie znajdował się kopiec kamienny wokół którego zbierały się wiece i obchodzono święta. Uprawdopodabnia to istnienie świątyni na gnieźnieńskim wzgórzu Lecha, będącym według legend swoistym centrum piastowskiego państwa. Nowsze badania archeologiczne wysuwają Poznań nieco bardziej na czoło wyścigu po tytuł najważniejszego miasta wczesnych Piastów, ale czasy te są tak mroczne i odległe, że nie sposób wykluczyć dominacji Gniezna we wcześniejszym okresie, zwłaszcza że słowiańskie osadnictwo w mitycznej pierwszej stolicy Polski datuje się już na VIII stulecie.

Pozostałości kamiennej konstrukcji skrywały szczątki zwierząt oraz ceramiki co bardzo pasowałoby do domniemanego sakralnego charakteru miejsca. Czy mogło być to miejsce kultu Nyji wspominane przez Długosza? Jest to prawdopodobne, bowiem charakterystyczne, kamienne usypisko na szczycie wzgórza, zawierające resztki ofiar, do tego otoczone naprzemiennymi rowami i wałami oddzielającymi sfery sacrum i profanum najczęściej interpretuje się jako świątynię ważnego bóstwa. Paweł Szczepanik zauważa, że co prawda na szczytach wzgórz najczęściej lokowano świątynie bóstw solarnych, to jest związanych z niebem, ale Wzgórze Lecha jest pod pewnymi względami miejscem wyjątkowym. Pierwotnie miało dwa szczyty, pomiędzy którymi znajdowało się zagłębienie. Kamienny kopiec umiejscowiono na wyższym szczycie, zaś w zagłębieniu mogła się okresowo zbierać woda symbolizująca środowisko akwatyczne, związane z siłami chaosu i symboliką zaświatów. Na uwagę zasługiwać powinna też nazwa Gniezno wywodząca się od gniazda, przez które rozumiano również łono kobiety, utożsamiane ze środowiskiem wodnym.

Wielu autorów zajmujących się tym tematem przedstawiało bardzo ciekawe koncepcje, z których przytoczę tylko nieliczne. Artur Kowalik w monumentalnej pracy Kosmologia dawnych Słowian sugerował, że świątynia na gnieźnieńskim Wzgórzu Lecha była miejscem spoczynku dusz zmarłych, rezerwuarem dusz oczekujących kolejnego wcielenia, tj. reinkarnacji. To pozwalałoby interpretować ją jako miejsce związane z siłami chtonicznymi, czyli z kultem zmarłych i zaświatami.

Znaczenie tego miejsca podkreśla wybudowanie na pozostałościach kamiennego kopca kościoła św. Jerzego, co nosi znamiona próby unicestwienia magicznych mocy łączonych dotychczas z tym miejscem. Praktyka budowy kościołów na miejscu poprzednich świątyń była powszechna od starożytności, podobnie jak przejmowanie pogańskich świąt. Co ciekawe świeżo wybudowany kościół poświęcono św. Jerzemu, pogromcy smoka i jednocześnie chrześcijańskiemu następcy Peruna, śmiertelnego wroga boga zaświatów Welesa kojarzonego m.in. z wężem lub smokiem.

Wiele źródeł wskazuje na autentyczność kultu bóstwa kojarzonego ze śmiercią a znanego nam jako Nyja, chociaż nie sposób określić jego płci oraz innych cech charakteru. Jak z wieloma innymi bożkami musimy uciekać się do poszlak, zawodnych interpretacji oraz dociekań. Większość z nich wskazuje jednak na związki ze światem zmarłych i być może bogiem Welesem, dla którego Nyja mógł być zastępczym przydomkiem bądź po prostu lokalną nazwą.

To już tyle o Nyji, ze swojej strony chciałbym podziękować wszystkim za czas poświęcony tej audycji. Każda subskrypcja, komentarz bądź uwaga wysłana na e-maila świadczy o tym, że mój czas i praca nie idą na marne. Ze swojej strony jestem bardzo pozytywnie zaskoczony ilością subskrypcji, szczególnie na Spotify, których jest już dwadzieścia kilka tysięcy zaś odsłuchania pojedynczych odcinków liczyć można w setkach tysięcy. Podcast można znaleźć także na Google Podcasts, Apple Podcasts oraz na YouTube. Przygotowuję następne odcinki, które mam nadzieję będą ukazywać się częściej aniżeli miało to miejsce do tej pory.