Wilkołaki

 

Ich wycie przeszywało grozą serca nawet najodważniejszych junaków. Nie jeden z naszych przodków kilkakrotnie rozważył konsekwencje ewentualnego spotkania z tym półdemonem, zanim ruszył do mrocznej puszczy. Wilkołaki są znane każdemu z nas, nawet dzieciom, zaludniając baśnie, legendy, kino od tanich horrorów klasy xyz aż po wysokobudżetowe hollywoodzkie produkcje. Po wampirach, które przeżyły niesamowity renesans w ostatnich latach, wilkołak jest prawdopodobnie najbardziej znaną istotą z pogranicza jawy i snu. Koszmarnego snu.

Wilkołaki

by Mitologika | Słowiańskie Demony

Wierzenia w ludzi żerujących na swoim gatunku pod postacią lokalnych krwiożerczych drapieżników są stare jak ludzka cywilizacja. Jedyna różnica tkwi w gatunku zwierzęcia, który byłby celem przemiany. W Europie najczęściej zmieniano się w wilki, w Afryce były to lwy i lamparty, Indianie mogli się zmieniać w pantery a mieszkańcy półwyspu Indyjskiego w tygrysy. Powyższe zwierzęta nie wyczerpują całej listy, bo przecież nawet wiewiórki czy bobry mogą zmienić się w nieubłaganych katów rasy ludzkiej o czym przekonują nas mniej ambitne horrory. Skoro ludzka wyobraźnia do zadania eksterminacji własnego gatunku zatrudnia dzisiaj tak nieszkodliwe wydawałoby się zwierzęta to skąd wiemy czy dawni Słowianie nie wierzyli w jakiegoś okrutnego bobrołaka? Albo monstrualną Mega Wiewiórę ciskającą w słowiańskie chatki ognistymi szyszkami pożogi! Na pewno tak było!

Wracając jednak do meritum, czyli wilkołaków zwanych w naszym regionie częściej wilkołkami, były one połączeniem natury człowieka i wilka. Sama nazwa wilkołak wywodzi się od połączenia słów vlk i dlaka – dlaka oznaczała dawniej sierść. Znaczenie jest więc proste – wilcza sierść.

Pierwsza wzmianka o wilkołakach w Europie pojawiła się już u Herodota, który przypisywał tę skłonność właśnie ludom zamieszkującym rejony uważane za kolebkę Słowian. Później wilkołaki pojawiają się jeszcze w utworach Petroniusza, tego samego który był bohaterem Quo Vadis Sienkiewicza. W przypadku tej bestii nie da się więc odróżnić oryginalnych wierzeń przedchrześcijańskich Słowian od naleciałości importowanych z wszystkich części kontynentu. Można jednak wnioskować, że Słowianie przed chrystianizacją wzorem innych ludów pierwotnych wierzyli, że istnieją ludzie, najczęściej czarownicy, którzy potrafią dobrowolnie przybrać postać wilkołaka. Z upływem lat wpływ chrześcijaństwa poszerzył te wierzenia. Wilkołakiem mogła się więc stać również osoba niewinna, zaczarowana w ten sposób przez mściwą wiedźmę lub czarownika. Również najgorsi grzesznicy mogli po śmierci zostać objęci boską klątwą, tułali się po świecie zmuszeni atakować innych zwyrodnialców pod wilczą postacią. Szczególnie te ostatnie wierzenia nie wydają się mieć wiele wspólnego z pierwotną religią Słowian. Prawdopodobnie w zamierzchłych czasach nasi przodkowie łączyli pierwotną wiarę w możliwość przejęcia duszy zwierzęcia poprzez rytualne założenie jego skóry połączone ze spożyciem środków odurzających i wprowadzeniem się w ekstatyczny trans.

Pieczę nad wilkami jako stworzeniami leśnymi sprawował niegdyś leszy, po chrystianizacji wyręczył go w tym święty Mikołaj. Przypisanie Mikołajowi wilków brało się z połączenia ich największej aktywności wczesną zimą z dniem jego święta, które wypadało 6 grudnia. Wzmożona aktywność wilków w tym okresie, tuż przed świętami Bożego Narodzenia zaowocowała wprowadzeniem wilka do orszaku kolędników.

Wilkołak jak już wspomniałem był półdemonem, podobnie jak zmora. Zawsze był duszą jakiegoś konkretnego osobnika, który mógł wrócić do swojej postaci po spełnieniu pewnych warunków. Do naszych czasów zachowały się wzmianki o wielu mniej lub bardziej wyszukanych praktykach, które czarownik musiał odprawić aby przyjąć postać wilka i następnie powrócić do swej pierwotnej, ludzkiej. Jeszcze w XIX w Mielniku nad Bugiem mieszkała podobna pewna kobieta trudniąca się czarami. W jej repertuarze znajdowała się również transformacja w postać wilka. Aby tego dokonać musiała siedmiokrotnie obiec siedem drzew. Po obiegnięciu siódmego przyjmowała kompletną postać bestii i przystępowała do prześladowania miejscowych chłopów, głównie porywając ich domowe zwierzęta. Pewnego razu przy procederze zdybał ją miejscowy gajowy, który bez zastanowienia ustrzelił wiedźmę gdy ta obiegała już siódme drzewo. Śmierć była natychmiastowa, a kobieta od razu wróciła do swej ludzkiej postaci. Historia podobno jest prawdziwa i trąci znamionami zwykłego morderstwa, do którego zabójca dorobił nadprzyrodzone wytłumaczenie. W podobny sposób zdesperowany zięć mógł bez konsekwencji wysłać na tamten świat znienawidzoną teściową. Jak pamiętamy, zmory atakujące chłopów nocą również wracały do ludzkiej postaci na ranem. Zabójca mógł w nocy zaszlachtować bądź dotkliwie poranić sąsiadkę lub teściową a nad ranem wyjaśnić, że walczył ze zmorą w trakcie snu.

Podobnie końcem XIX wieku w okolicach Dąbrowy Białostockiej żył pewien dziwny, młody chłopak, który często znikał na wiele dni w lesie po czym wracał podrapany tak jakby walczył z jakimiś zwierzętami. Podczas takiej nieobecności jeden z jego sąsiadów przegnał nocą wilka, próbującego porwać jego owce. Podczas walki gospodarz zranił zwierzę widłami w nogę. Młodzieniec miał jakoby wrócić następnego dnia utykając. Niedługo po tym zajściu zniknął ponownie, tym razem na zawsze. Także w tej sytuacji prawdopodobieństwo uśmiercenia podejrzanego o wilkołactwo chłopaka było bardzo duże.

Historii tego typu jest sporo, ostatni przypadek ataku dokonanego na rzekomym wilkołaku miał miejsce w 1901 roku we wsi Myscowa w powiecie krośnieńskim. Podczas wypasu owiec z miejscowego lasu wybiegł nagle wilk i porwał jedno ze zwierząt. Świadkowie zajścia, pasterze natychmiast rzucili się na ratunek, ale nie zdążyli złapać napastnika. Wilk czmychnął z łupem w gęstwinę, na drodze wściekłych pasterzy stanął jednak ni stąd ni z owąd miejscowy dziad proszalny (czyli żebrak), Iwan Karczmarczyk. Z miejsca został posądzony o wilkołactwo i brutalnie skatowany przez pastuchów. Od śmierci uratował go miejscowy żandarm, który zgłosił sprawę do sądu grodzkiego. W linczu oprócz pasterzy uczestniczył nawet miejscowy wójt, wszyscy zostali skazani za ciężkie pobicie na zawrotnie surowe kary od pięciu do dziesięciu dni aresztu.

Mamy dzisiaj skłonność do idealizowania życia naszych przodków, którzy mieli jakoby egzystować w spokojnych, małych społecznościach żyjących w zgodzie z naturą. Nic bardziej mylnego. Kiedyś natknąłem się na świetny zbiór esejów Lecha Jęczmyka pt. „Nowe Średniowiecze”. W jednym z nich autor wspominał jak na wsi polskiej, jeszcze w XX wieku rozwiązywało się problem niedołężnych starców będących balastem dla rodziny. Mówimy o czasach gdy renty i emerytury nawet jeśli istniały to były dostępne jedynie nielicznym, a utrzymanie starszych ludzi spoczywało na barkach rodziny. Taki zniedołężniały staruszek, nie mogący o siebie zadbać w pewnym momencie, w środku zimy był przez rodzinę przenoszony na noc do stodoły lub innej szopy. Na miejscu naturalnie zamarzał na śmierć. Po takiej orzeźwiającej wycieczce staruszka zabierano z powrotem do domu i gdy zwłoki nieco się nagrzały publicznie oznajmiano zgon.

Likantropię, czyli inną nazwę wilkołactwa tłumaczono na różny sposób. Chyba najbardziej zaskakujące wyjaśnienie tej dolegliwości przedstawił Ludwik Krzywicki. Wyjaśniał wilkołactwo jako „…jedną z szat dziejowych przybranych w wiadomej epoce historycznej przez zboczenia epileptyczne natury krwiożerczo-erotycznej”. Wilkołactwo byłoby więc upustem odwiecznej, psychopatologicznej chęci do zabijania i pożerania innych ludzi. Krzywicki zauważył, że w społeczeństwach w których ludożerstwo było akceptowane nigdy nie pojawiły się wierzenia w istoty o charakterze łączącym ludzi i miejscowe drapieżniki.

Wilkołaki prawdopodobnie nigdy nie osiągnęły takiej popularności jak bardziej przyziemne demony – ubożęta, zmory, topielce. Jak wspomniałem, ciężko odtworzyć szczegóły wierzeń z nimi związanych z okresu przedchrześcijańskiego lub nawet średniowiecza. W źródłach pisanych pojawiają się dopiero w XVI wieku, szczyt ich popularności przypada na okres największej ciemnoty czyli XVII i XVIII wiek. Wierzenia w XIX i XX wieku gdy wsią zainteresowali się etnografowie mają charakter wspomnień i historii którymi straszono niegrzeczne dzieci. Polskie podania o wilkołakach wydają się być mieszanką pierwotnych wierzeń ludów myśliwskich, chrześcijańskich naleciałości oraz lęku jaki wzbudzał niebezpieczny i tajemniczy drapieżnik, do XIX wieku w istotny sposób zagrażający ludziom.

Literatura:
Baranowski B., W kręgu upiorów i wilkołaków, Łódź 1981
Jęczmyk L., Nowe średniowiecze, Poznań 2013
Moszyński K., Kultura Ludowa Słowian, cz. II – Kultura duchowa, Kraków 1934
Pełka L., Polska demonologia Ludowa, Warszawa 1987