26. Źródła pisane. Teksty łacińskie i staro-cerkiewno-słowiańskie

 

Witajcie w kolejnej części poświęconej źródłom do przedchrześcijańskich wierzeń dawnych Słowian. Dzisiaj zgodnie z obietnicą poświęcę czas relacjom spisanym głównie przez duchownych chrześcijaństwa zachodniego i wschodniego piszących po łacinie oraz w języku staro-cerkiewno-słowiańskim-wschodnim. Źródła w tych językach są tak naprawdę głównym materiałem jakim dysponujemy i to na nie powołuję się najczęściej. Bez Powieści minionych lat Nestora, Kroniki Thietmara, Żywotów Ottona z Bambergu pisanych przez Ebona i Herborda czy Gesta Danorum Saxo Gramatyka nasza wiedza o religii dawnej Słowiańszczyzny byłaby jeszcze skromniejsza aniżeli jest w tej chwili.

 

Źródła pisane. Teksty łacińskie i staro-cerkiewno-słowiańskie

by Michał Kuźniar | Słowiańskie Demony

 

Ze źródeł wschodnich sporządzanych głównie na Rusi na czoło bez wątpienia wysuwa się słynna Powieść minionych lat Nestora zwana także Powieścią doroczną. Dzieło sporządzono początkiem XII wieku, ale najstarsze odpisy pochodzą dopiero z końca XIV stulecia, do tego badacze są pewni, że w treść latopisu niejednokrotnie ingerowano, często w celach propagandowych. Kroniki średniowieczne były pracochłonnymi i kosztownymi przedsięwzięciami których nigdy nie podejmowano się z pobudek hobbystycznych. Do stworzenia takiego dzieła trzeba było oddelegować wysoko wykwalifikowanego specjalistę, udostępnić mu relacje świadków bądź rzadkie w owych czasach źródła i kroniki. Sponsorami oraz inicjatorami powstawania takich kronik byli często władcy lub wysocy hierarchowie kościelni. Powieść minionych lat mogła być inspirowana przez wielkiego księcia Rusi Kijowskiej Włodzimierza II Monomacha, który pragnął wykorzystać ją jako element swojej propagandy uzasadniającej prawa do tronu jego oraz jego dynastii. Kolejne zmiany w latopisie mógł zlecać również jego syn i następca Mścisław. Nie było to niczym niezwykłym, powstanie Kroniki Galla Anonima było inspirowane przez jego protektora Bolesława Krzywoustego, który za wszelką cenę pragnął przedstawić się w jak najlepszym świetle porównując się z wyidealizowanym przodkiem Bolesławem Chrobrym. W Danii z kolei Gesta Danorum czyli Czyny Duńczyków była odgórnie zlecona przez potężnego biskupa Roskilde Absalona, jednego z głównych inicjatorów podboju i chrystianizacji pogańskiej Rugii w latach 60. XII wieku.

Latopis Nestora nawet pomimo kontrowersji spowijających jego powstanie i autentyczność jest bezcennym źródłem umożliwiającym zgłębianie pierwszych wieków Rusi Kijowskiej oraz wierzeń przedchrześcijańskich Słowian, które w czasach latopisarza tworzącego kronikę były już od dawna zepchnięte do podziemia. Nestor opowiada o genezie Rusi prowadząc nas przez bajeczne podania sięgające od czasów biblijnych aż do wczesnego średniowiecza. Pracowity kronikarz zapisał postanowienia kolejnych traktatów handlowych pomiędzy Rusią i Konstantynopolem dzięki którym wiemy, że strona ruska najczęściej przysięgała na Peruna lub Welesa. Ten pierwszy bóg stał się z czasem głową sześcioosobowego panteonu stworzonego przez Włodzimierza Wielkiego na kijowskim wzgórzu zamkowym oraz podobnego, ale składającego się jedynie z Welesa i Peruna w Nowogrodzie w latach 80. X wieku. Oficjalne panteony nie przetrwają jednak długo i już po ośmiu latach latopisarz opowie nam o dramatycznej chrystianizacji Rusi połączonej z obalaniem posągów dawnych bogów, którym składano ofiary z ludzi o czym przekonać ma nas tragiczna historia dwóch Waregów zabitych przez tłum pogan podjudzonych przez miejscowych kapłanów. Liczne reakcje ludowe organizowane pod przywództwem przedstawicieli dawnych bogów, tzw. wołchwów będą przewijały się szczególnie przez część poświęconą latom 60. i 70. XI wieku. Powieść minionych lat zawiera też bardzo cenny odpis dawnej greckiej kroniki Jana Malalasa z komentarzem bułgarskiego kopisty dzięki któremu dowiadujemy się o istnieniu Swaroga oraz jego syna Dadźboga wraz z ich kompetencjami. Ich historia była kanwą odcinku o bóstwach ognia i słońca.

Pośród najczęściej cytowanych źródeł ruskich nie może zabraknąć Słowa o wyprawie Igora – zabytku literatury staroruskiej datowanego przez większość badaczy na koniec XII wieku. Ten krótki utwór zawiera literackie odniesienia do kilku bóstw, m.in. Chorsa, Dadźboga i Trojana oraz wilkołaków i demonicznych diwów pojawiających się w różnych momentach utworu w postaci zwiastunów klęski ruskiej wyprawy przeprowadzonej w 1186 roku przez kniazia Igora przeciwko koczowniczym Połowcom. O kontrowersjach wokół datowania Słowa o wyprawie Igora wspominałem w jednym z poprzednich odcinków, generalnie większość badaczy traktuje to źródło jako autentyk.

Burzliwe dzieje pierwszych lat chrystianizacji Rusi poznajemy m.in. w Enkomionie św. Włodzimierza. Enkomiony były dawniej pieśniami pochwalnymi na cześć jakiegoś konkretnego bohatera, w średniowieczu wielu władców doczekało się swoich ekomionów. W tym poświęconym Włodzimierzowi dowiadujemy się m.in. jak kazał obalać kijowskie posągi dawnych bogów, Peruna, Chorsa czy Welesa, boga bydła. Urywek o obalaniu Welesa, którego następnie wrzucono do rzeki Poczajny jest dla badaczy szczególnie istotny bowiem jak wiemy w Powieści minionych lat nie spotykamy Welesa pośród panteonu Włodzimierzowego ustanowionego na wzgórzu teremnym, czyli zamkowym w stolicy Rusi. Powodowało to trudny do wytłumaczenia dysonans gdyż ten sam latopis dwukrotnie wspominał o bogu bydła na którego zaklinali się ruscy wojowie podczas zaprzysiężenia traktatów pokojowych z Bizancjum. Dzięki wzmiance o Welesie w Enkomionie Włodzimierza możemy wnioskować, że bóg ów miał jednak swój posąg w Kijowie, ale zwyczajnie nie stał on na wzgórzu razem z Perunem tylko bliżej rzeki Poczajny, w której swoją drogą miał się ochrzcić Włodzimierz razem z ludem ruskim. Umiejscowienie Welesa nad brzegami Poczajny byłoby nawet zrozumiałe gdyż był bogiem chtonicznym związanym ze środowiskiem akwatycznym, podczas gdy naturalną siedzibą Peruna jako władcy nieba i błyskawic było wzgórze w sercu miasta.

Z Welesem spotykamy się również w Żywocie św. Abrahama z Rostowa, w którym twórca tego dziełka opowiada nam budującą bajeczkę o Abrahamie podejmującym próby pokonania posągu Welesa stojącego w Rostowie. Wszelkie próby obalenia pomnika zawodzą gdyż chroni go rzekomo diabelska moc co wpędza bohatera opowieści w zgryzotę. Abraham siedzi beznadziejnie na drodze obok bałwana gdy wtem, niespodziewanie podchodzi doń tajemniczy nieznajomy pytając go co jest powodem jego zgryzot. Abraham opowiada mu o swoich beznadziejnych próbach obalenia Welesa i wtem nieznajomy podający się za mędrca z Konstantynopola poleca mu udać się do miasta nad Bosforem i pomodlić przed ikoną św. Jana Ewangelisty, który z pewnością obdarzy go mocą wystarczającą do poradzenia sobie z demonicznym Welesem. Abraham nie zastanawiając się ani chwili rusza w drogę nie biorąc w ogóle pod uwagę odległości dzielącej oba miasta. Nie musi jednak iść daleko gdyż już po przebyciu pierwszej rzeki spotyka kolejną enigmatyczną postać, która wręcza mu pióro Jana Ewangelisty oraz instruuje go aby cisnął nim w bożka a na pewno złamie jego moc. Abraham wraca do Rostowa i czyni zgodnie z poleceniami a Weles trafiony piórem świętego błyskawicznie obraca się w perzynę. Rostów jest kolejnym obok Kijowa i Nowogrodu wymienianym przez źródła wschodnie miastem gdzie miał stać posąg tego boga.

Czytając źródła staro-cerkiewno-słowiańskie dowiadujemy się, że nawet po śmierci pierwszego chrześcijańskiego władcy Rusi znanego ze swojej pobożności w ostatnich latach życia jego pogrzeb zaczął się od zdecydowanie pogańskiego rytuału. Mianowicie zwłoki Włodzimierza starym zwyczajem wyniesiono z izby nie przez drzwi czy nawet okno, ale przez specjalnie w tym celu przygotowany otwór w suficie. Takie praktyki miało na celu uniemożliwienie duszy zmarłego powrotu do miejsca śmierci. Wiara w upiory czy późniejsze wąpierze przetrwała wśród wszystkich Słowian setki lat aż do naszych czasów. O ile obawiano się tych maszkar chyba nie przypisywano im zbytniej inteligencji skoro tak trywialna praktyka jak wyniesienie zwłok przez tymczasowy otwór w ścianie lub suficie była w stanie zdezorientować je do tego stopnia, że nie były w stanie wrócić do swojego dawnego domostwa.

Literatura staro-cerkiewno-słowiańska pozostawiła po sobie wzmianki o lokalnych kultach, które tak jak w przypadku innych rejonów przetrwały setki lat po oficjalnej chrystianizacji. Szczególnie pomocne jest tutaj kazanie tzw. Chrystolubca, które wymienia większość bóstw wspomnianych wcześniej przez Powieść minionych lat dodatkowo wspominając o bardzo popularnych wiłach. Kazanie Chrystolubca nie jest bynajmniej jedynym na jakie możemy się powołać gdyż do naszych czasów zachowało się ponad dwadzieścia kazań i pouczeń wygłoszonych przez prawosławnych biskupów i metropolitów pod adresem ich przekornej owczarni. Członkowie tej ostatniej w żadnym wypadku nie chcieli zrezygnować z uczestnictwa w pogańskich zwyczajach i zabawach, bezustannie dokarmiali swoje domowiki a na ołtarzach starali się poświęcić kutię. Podobnie jak w literaturze greckiej również tutaj często pojawia się krytyka dzikich i niekontrolowanych zabaw podczas rusaliów.

Największą grupę relacji źródłowych przekazali nam autorzy tworzący w łacinie. Pierwszym łacińskim źródłem, które warto wspomnieć jest napisany w VIII wieku list św. Bonifacego adresowany do króla Mercji Aethelbalda, w którym misjonarz znany z okupionej męczeństwem działalności pośród Sasów w niezbyt wyszukany sposób opisuje Wendów, czyli Słowian Zachodnich mieszkających nad Bałtykiem. Zdaniem Bonifacego Wendowie są najpodlejszą i najbardziej zdegenerowaną rasą ludzką, ale wyróżniają się pozytywnie dużym przywiązaniem do instytucji małżeństwa. Zdaniem Bonifacego kobiety wendyjskie po śmierci swych mężów są palone razem z nimi na stosie, te zaś, które nie chcą się poddać temu zwyczajowi nie są szanowane przez współplemieńców. Bonifacy jest więc kolejnym obok ibn Rosteha i al-Masudiego autorem zwracającym uwagę na proceder rytualnego zabijania małżonek po zgonie mężów. Wiarygodność przekazów wzmacnia fakt, że muzułmańscy autorzy nie mogli mieć dostępu do listu św. Bonifacego.

Z biegiem czasu liczba źródeł wspominających w jakikolwiek sposób przedchrześcijańskie kulty szybko przyrasta a napędza ją ekspansja chrześcijańskich księstw, królestw i cesarstwa. Ekspansja ta miała charakter zbrojny a chęć chrystianizacji była tutaj jak zwykle w takich przedsięwzięciach jedynie subtelnym płaszczykiem dla bardziej przyziemnych interesów. Widukind z Korbei w swoich Dziejach Saksonii często wspomina o wyprawach saskich książąt i margrabiów podejmowanych w pierwszej połowie X wieku przeciwko tzw. barbarzyńcom jak zazwyczaj określa Słowian ten benedyktyński mnich. Dzieło saskiego kronikarza jest dość chaotyczne, pełne wyolbrzymień oraz bajecznych historyjek tak popularnych w dziełach tłumaczących etnogenezę większości ludów północnej, zachodniej i wschodniej Europy, zawstydzonych swoim statutem parweniuszy pozbawionych spisanej historii mogącej choćby nieśmiało konkurować z tą posiadaną przez Greków i Rzymian. Poczucie niższości wobec kultury śródziemnomorskiej kazało średniowiecznym kronikarzom takim jak Widukind z Korbei, Gall Anonim czy Wincenty Kadłubek sięgać do wyimaginowanej przeszłości, w której przodkowie Mieszka bili Juliusza Cezara i Aleksandra Macedońskiego. Wracając jednak do Widukinda z Korbei, którego dzieło jest lizusowskim panegirykiem dla ówczesnej dynastii panującej czego zresztą autor wcale nie ukrywa, to wśród opisów kolejnych saskich kampanii przeciwko barbarzyńcom zamieścił on wzmiankę o kolejnym zdobytym grodzie w którym zwycięzcy zdobyli na poganach liczne łupy, w tym odlany z metalu posąg niejakiego Saturna. Jest to jedna z tych informacji, które wzbudzają więcej pytań niż odpowiedzi, czy był to antyczny posąg rzymskiego boga zdobyty jakoś przez Słowian i czczony przez nich jako jeden z ich rodzimych bogów? Czy też była to figura jakiegoś lokalnego bożka o nieznanym imieniu, którego kronikarz z braku lepszego zamiennika ochrzcił imieniem rzymskiego boga? Na to pytanie prawdopodobnie nigdy nie znajdziemy już odpowiedzi.

Pośród licznych drobnych, wręcz symbolicznych wzmianek o dawnych kultach trafiają się prawdziwe skarby takie jak Kronika Thietmara, bezcenne źródło bez którego nasza wiedza nie tylko o Cesarstwie z którego wywodził się merseburski biskup ale także o samej Polsce byłaby znacznie uboższa. Thietmar kilkukrotnie wspomina o pogańskich kultach, najwięcej miejsca poświęcając związkowi plemiennemu tzw. Luciców znanym również jako Wieleci. Jednym z wieleckich plemion byli Redarowie, których stolicą była słynna i do dzisiaj niezidentyfikowana Radogoszcz – Retra. Wielecka świątynia w Radogoszczy poświęcona Swarożycowi jawi się nam w malowniczym i szczegółowym opisie Thietmara, który nie pominął nawet takiego faktu jak postawienie jej na ofiarach zakładzinowych z kości i rogów dzikich zwierząt, być może turów lub koni. Relacja biskupa merseburskiego jest najwiarygodniejszą i najobszerniejszą jaką dysponujemy o Radogoszczy oraz całym państwie Redarów z tego okresu. Autor słynnej kroniki był zdeklarowanym krytykiem polskiego księcia Bolesława Chrobrego, którego nieustannie mieszał z błotem na kartach swojego utworu przy każdej możliwej sposobności. Thietmar nie był w stanie wybaczyć energicznemu Bolesławowi jego ambicji, nieustępliwości, przebiegłości ale także wiarołomności. Trzeba jednak zauważyć,  że nie tylko niemieccy kronikarze z tamtych czasów przedstawiali w złym świetle księcia, który miał się finalnie stać pierwszym królem Polski. Czeski Kosmas również szczerze nie znosił Bolesława, a ruscy latopisarze nie mogli mu wybaczyć zajęcia i splądrowania stolicy Rusi w 1015 roku. Thietmar kilkukrotnie wspomina o zwyczajach wojennych Słowian połabskich zwracając uwagę na krwawe ofiary z ludzi składane tak w Radogoszczy jak pod stanicami czyli sztandarami ich bogów pod jakimi maszerowali do walki, niejednokrotnie w charakterze sprzymierzeńców chrześcijańskich władców. W Kronice dwukrotnie dowiadujemy się, że pogańscy Wieleci walczyli ramię w ramię z chrześcijańskimi Czechami i Niemcami przeciwko wojom Mieszka a następnie Bolesława. Po zdobyciu jednego z grodów Mieszka złożyli nawet swoim bogom ofiarę z dowódcy garnizonu. O tym krwawym procederze wspominał również inny chrześcijański duchowny z tamtego okresu Bruno z Kwerfurtu otwarcie krytykujący alians cesarza Henryka II z wojowniczymi Wieletami wymierzony w chrześcijańskiego księcia Polan Bolesława.

Łacińscy duchowni dostarczają nam informacji przede wszystkim o Słowianach Połabskich oraz Pomorzanach. Kopalnią wiedzy o obu grupach jest Kronika Słowian niemieckiego proboszcza Helmolda z Bozowa, który żył pośród słowiańskiej owczarni przez wiele lat a pomimo że był z pochodzenia Sasem przyswoił sobie język Słowian w stopniu pozwalającym ich zrozumienie. Helmold potępiał pogańskie praktyki, ale wielokrotnie przyznawał, że przyczyną większości zrywów podbitej ludności nie jest samo chrześcijaństwo lecz chciwość i bezmyślne okrucieństwo saskich wielmożów traktujących Słowian Połabskich niczym podludzi. Zdaniem Helmolda gdyby nie rugowanie miejscowych Słowian i przesadne obciążenia fiskalne, zwłaszcza dziesięciny można by z pewnością uniknąć licznych powstań pociągających za sobą tysiące ofiar i cofnięcie samej akcji misyjnej. Podobnego zdania był zresztą również Thietmar, który pomimo swojej niechęci i nieskrywanego uczucia wyższości wobec Słowian przyznawał niejednokrotnie, że to sascy wielmoże swoim brakiem wyobraźni są odpowiedzialni choćby za sprowokowanie krwawego zrywu z 983 roku, który wyrwał z granic Cesarstwa sporą część Połabia, którą udało się z powrotem podbić dopiero w ciągu kolejnych dwustu lat. W swojej kronice biskup Merseburga wprost wywodzi przyczynę wybuchu rebelii od aroganckiego zachowania margrabiego Marchii Północnej Dytryka wobec pokonanych Słowian.

Kronika Helmolda jest nieocenionym źródłem wiedzy o świetności Arkony z czczonym w niej Svantevitem, tłumaczonym dawniej jako Światowid a dzisiaj znanym pod imieniem Świętowita. Kronika Helmolda to jedyne miejsce, w którym pojawia się tajemniczy bóg Prone utożsamiany najczęściej z Perunem oraz równie intrygujący Czarnobóg, utożsamiany przez saskiego proboszcza z Diabłem i przeciwieństwem dobrego bóstwa, niewymienionego z imienia ale znanego dzisiaj szerzej pod domniemanym teonimem Białobóg.

Pisząc o źródłach łacińskich nie sposób pominąć Adama z Bremy, duchownego, kronikarza i geografa związanego z biskupstwem bremeńskim, w którego interesie powstała jego słynna kronika. Jak już wspomniałem wcześniej średniowieczne kroniki nie powstawały z altruistycznych pobudek, nie inaczej było i w przypadku dzieła Adama z Bremy. Pisząc kronikę rejonu północnych Niemiec oraz Skandynawii Adam starał się jak tylko mógł podkreślać kluczową rolę swojego biskupstwa w chrystianizacji tych ziem przy jednoczesnym pomijaniu bądź deprecjonowaniu działań konkurencyjnych misjonarzy, szczególnie anglosaskich bardzo aktywnych we wczesnośredniowiecznej Skandynawii. Adamowi zawdzięczamy kolejny, szczegółowy opis zaginionej świątyni w Radogoszczy, który jednak różni się od wcześniejszej relacji Thietmara. U Adama Rethra nie ma już trzech bram lecz dziewięć, co może być zabiegiem artystycznym i nawiązaniem do greckiej krainy zmarłych, dziewięciokrotnie okrążonej przez nurty Styksu. Bóstwo czczone w Rethrze to już nie Swarożyc lecz Radogost co może być po prostu lokalnym przydomkiem bóstwa wzmiankowanego przez Thietmara. Adamowi z Bremy zawdzięczamy szczegółową relację męczeńskiej śmierci biskupa Jana Szkota zamordowanego i poćwiartowanego w Radogoszczy podczas kolejnego powstania Słowian w 1066 roku. Adam wspominał również o pogańskich mieszkańcach Rugii oraz kulcie trzygłowego Neptuna w Wolinie, którym z olbrzymim prawdopodobieństwem był bóg Trzygłów czczony również w Szczecinie i Brandenburgu.

Horyzonty bremeńskiego kronikarza nie ograniczały się tylko do historii rejonów nadbałtyckich, jego zainteresowanie geografią skłoniło go do stworzenia dodatkowej księgi, w której jako jeden z pierwszych opisywał Grenlandię oraz Winlandię, czyli odkrytą przez Leifa Erikssona Amerykę Północną. Adam pisząc swoją kronikę miał dostęp do ludzi z najwyższego szczebla takich jak duński król Swen Estrydsen znany z olbrzymiej jak na jego czasy wiedzy geograficznej oraz historycznej.

Jednym z najwartościowszych z naszego punktu widzenia źródeł jest XII-wieczna Gesta Danorum Saxo Gramatyka. O autorze nie wiemy praktycznie nic poza tym, że pracował w kancelarii biskupa Roskilde Absaloma, który zlecił mu stworzenie kroniki dziejów Duńczyków od ich legendarnego przodka Dana aż po czasy współczesne, tj. drugą połowę XII w. Obszerna kronika napisana jest bardzo zgrabną i poprawną łaciną co przyniosło jej twórcy pseudonim Gramatyka. Jest to również jedno z nielicznych średniowiecznych źródeł pisanych, które nawet dzisiaj czyta się całkiem dobrze co jest zasługą niewątpliwego talentu literackiego kronikarza. Dzieło spisano w szesnastu księgach, z których czternasta zawiera szczegółową relację z ośmioletniego podboju Rugii prowadzonego przez króla Waldemara i biskupa Absaloma. Bezwględna konkwista wyspy przyniosła ostateczny upadek ostatniej znaczącej pogańskiej świątyni w tej części Europy – legendarnej Arkony. Saxo skupia się nie tylko na działaniach militarnych, obszerne fragmenty opowiadają o ustroju politycznym plemion rugijskich, organizacji kultu, roli kapłanów, wyglądzie świątyni i posągu naczelnego bóstwa Svantewita oraz dorocznych obrzędach. W zasadzie Gesta Danorum jest ewenementem pod tym względem, że przekazuje właśnie szczegółowy opis samego kultu zanotowanego na podstawie relacji naocznego świadka. Praktycznie nigdzie indziej nie znajdziemy podobnego źródła, stąd księga czternasta kroniki Duńczyków jest dla badań nad przedchrześcijańskimi Rugianami czymś na miarę tych kilkunastu przedchrześcijańskich kodeksów Majów i Azteków w badaniach nad cywilizacjami prekolumbijskimi. Duński historyk skupia się nie tylko na samej Arkonie, w jednym z fragmentów opowiada o krótkim oblężeniu rugijskiej miejscowości Korenica – dzisiejsze Garz w Niemczech. Po ugodzie z mieszkańcami gród poddał się bez walki na dość łagodnych warunkach, jednym z nich było zniszczenie świątyń i posągów tamtejszych bóstw, których imiona Saxo notuje jako Porewit, Rugiewit i Porenut. Niektóre z tych bóstw mogły być wspomniane mimochodem także przez Knytlinga sagę wspomnianą przeze mnie razem z innymi źródłami islandzkimi. W przeciwieństwie do sagi o Knytlingach w Gesta Danorum opisy posągów bogów oraz ich świątyń-kapliczek są barwne i szczegółowe podobnie jak historia ich obalania. Saxo bez wątpienia także w tym miejscu korzystał z relacji naocznych świadków.

Po przytoczeniu najważniejszych źródeł o Słowianach Połabskich warto przeskoczyć na Pomorze, które podobnie jak Połabie zostało ostatecznie podbite i schrystianizowane dopiero w XII wieku. W tamtym okresie sąsiadami Pomorzan były już okrzepnięte i dobrze zorganizowane chrześcijańskie księstwa i monarchie – Dania, Cesarstwo Niemieckie oraz Polska tuż przed okresem rozbicia dzielnicowego. We wszystkich wyżej wymienionych państwach tworzono coraz więcej kronik oraz innych przekazów pisanych dzięki czemu dysponujemy nieporównywalnie większą ilością takich źródeł dla niewielkich w sumie obszarów Pomorza i Połabia jednocześnie nie mając prawie niczego pewnego dla terenów Polski, Czech czy Słowacji.

Chrystianizacji Pomorzan podejmowało się kilku duchownych, ale za Apostoła tego regionu uważa się niemieckiego biskupa Ottona z Bambergu, który był w tym projekcie wspierany przez wojowniczego polskiego księcia Bolesława Krzywoustego. Militarna sława otaczająca Bolesława była mocnym atutem wspierającym pracę misyjną Ottona. Pomorzanie zdawali sobie sprawę, że jeżeli w jakikolwiek sposób skrzywdzą blisko siedemdziesięcioletniego biskupa to dadzą w ten sposób pretekst do najazdu Bolesławowi. Dzieje misjonarskiej wyprawy Ottona przekazali nam jego biografowie Herbord, Ebo oraz  anonimowy mnich z klasztoru w niemieckim Prüfening.

Jak wspomniałem Otton nie był pierwszym misjonarzem Pomorzan, ale jako jeden z nielicznych władał językiem polskim dzięki czemu łatwiej było mu nawiązać kontakt ze Słowianami z Szczecina czy Wołogoszczy. Do tego korzystając z doświadczeń poprzednich misjonarzy, zwłaszcza Bernarda Hiszpana przyjął taktykę, która mogła przynieść mu więcej powodzenia. W zachowanej relacji o żywocie św. Ottona spisanym przez Ebona dowiadujemy się dlaczego misja Bernarda przeprowadzona w 1122 roku, więc zaledwie sześć lat przez tą podjętą przez Ottona zawiodła. Bernard był eremitą żyjącym według surowych reguł, zawsze chodził boso odziany w stare łachmany. Jadł byle co, spał byle gdzie. Bolesław Krzywousty wsparł go w misji przydzielając mu przewodników i tłumaczy, pomimo tego hiszpański misjonarz wyraźnie nie był w stanie nawiązać jakiejkolwiek pozytywnej relacji z Pomorzanami gdyż najprawdopodobniej szukał jedynie pretekstu do męczeńskiej śmierci i płynącej z tego nagrody w niebie oraz pośmiertnej sławy na ziemi. Mieszkańców Wolina odpychał jego prostacki wygląd i maniery, do tego nie mogli zrozumieć dlaczego wysłannik ważnego księcia i jeszcze potężniejszego Boga nie jest w stanie sprawić sobie choćby zwykłych butów. Finalnie Bernard niemalże znalazł to czego szukał, gdyż zirytowane pospólstwo pobiło go a być może i pozbawiłoby go życia wręczając w zamian upragnioną palmę męczeństwa, ale uratowali go miejscowi kapłani oraz elita, którzy zgodnie orzekli, że jest szaleńcem i czym prędzej wygnali z miasta nie chcąc ściągać na swoje głowy wyprawy odwetowej Krzywoustego. Otton z Bambergu znając doświadczenia Bernarda wiedział, że nie może występować jako żebrak dlatego wyprawił się w najlepszych szatach razem z licznym orszakiem. Jego działalność nie przebiegała bez problemów, gdyż niektórzy miejscowi kapłani próbowali podburzać ludność i pozbawić go życia, ale finalnie chyba wszyscy zdawali sobie sprawę, że przyniosłoby to zemstę chrześcijańskiego księcia.

Trzy relacje o misji Ottona często powtarzają te same informacje, ale pomimo tego dają nam mnóstwo wiedzy o przedchrześcijańskich zwyczajach w tym rejonie szczególnie skupiając się na kulcie Trzygłowa w Szczecinie i Wolinie oraz komicznych perypetiach mnichów w świątyni niejakiego Gerowita w Wołogoszczy. Gerowit mógł być w rzeczywistości Jarowitem. Jak czytamy u Herborda miejscowi kapłani widząc przybywających wysłanników Ottona podburzyli motłoch zmuszając mnichów do ucieczki. Jeden z nich imieniem Dytryk w panice schronił się w świątyni Gerowita, z której porwał tarczę bóstwa i tak uzbrojony wybiegł z przybytku. Pomylony przez Słowian z ich bogiem wywołał panikę i zdołał uciec nietknięty przez tłum. Żywoty Ottona zawierają chyba jako jedyne informację o barwie stroju kapłanów, którzy mieli przywdziewać śnieżnobiałe stroje. W żadnym innym źródle nie spotkałem się z wzmianką mówiącą o barwie bądź zdobieniach strojów kapłanów, trzeba więc brać pod uwagę, że oglądając dzisiejsze tzw. rekonstrukcje obrzędów przedchrześcijańskich nie widzimy autentycznych rekonstrukcji ale jedynie interpretacje gdyż dane są zbyt szczątkowe. Wiemy co prawda, że kapłani Świętowita w przeciwieństwie do szeregowych mieszkańców Arkony mieli długie włosy i brody a kapłani na Pomorzu nosili białe stroje. I to praktycznie tyle. Żywoty Ottona z Bambergu były wykorzystywane przeze mnie szerzej w odcinku o Trzygłowie. Dla osób zainteresowanych kultem Pomorzan to praktycznie jedne z najważniejszych źródeł.

Powyżej przytoczyłem jedynie najważniejsze źródła pisane, oprócz wyżej wymienionych dysponujemy jeszcze kilkudziesięcioma pojedynczymi listami, kazaniami bądź zwyczajnymi wzmiankami pobocznymi w tekstach poświęconych innym zagadnieniom, które każde z osobna i wszystkie razem dodatkowo powiększają naszą wiedzę o przedchrześcijańskich wierzeniach dawnych Słowian. Większość wyżej wymienionych materiałów jest dostępna po polsku w różnych wydaniach drukowanych bądź za darmo w internecie. Wyjątkiem jest dzieło Adama z Bremy, które w całości nie zostało jeszcze wydane po polsku, ale w sieci krążą istotne fragmenty cytowane też często w książkach specjalistów. Problemem ze źródłami, szczególnie tymi mniej znanymi jest to, że są rozrzucone po licznych pojedynczych książkach bądź stronach internetowych. Stąd tak wartościową pomocą naukową jest Sources of Slavic Pre-Christian Religion przygotowana przez hiszpańskich badaczy a wydana przez niderlandzkie wydawnictwo Brill w zeszłym roku. Całość po angielsku. Zastanawia mnie tylko dlaczego czegoś podobnego nie opublikowano w Polsce tylko na Półwyspie Iberyjskim? Zamiast zalewać nieco przesycony moim zdaniem rynek kolejnymi książkami podsumowującymi dwieście lat badań nad religią Słowian wypadałoby wydać podobną pracę po polsku.

Do źródeł pisanych nie można podchodzić bezkrytycznie, aby to lepiej unaocznić przytoczę tutaj jako ciekawostkę pewną historię zanotowaną przez Widukinda z Korbei w jego Dziejach Saksonii. W 939 roku margrabia Marchii Wschodniej Gero zaprosił na ucztę trzydziestu wodzów słowiańskich plemion serbskich i łużyckich a następnie otruł wszystkich gości. Jego czyn nawet w tak okrutnym okresie w historii Europy jakim było X stulecie wywołał słuszne oburzenie nie tylko u rodaków ofiar. Widukind nie pomija tego wydarzenia, ale wyraźnie stara się w dyplomatyczny sposób wytłumaczyć zbrodnię Gerona. Zdaniem kronikarza czyn był co prawda niehonorowy, ale ci Słowianie i tak zamierzali w jakiś sposób wkrótce uśmiercić Gerona więc ten tylko ich wyprzedził. Dodam, że jak wspominało wielu historyków, zwłaszcza bizantyjskich Słowianie przykładali olbrzymią wagę do gościnności więc otrucie zaproszonych na ucztę gości było dla nich potworną zbrodnią. I tak to właśnie jest ze źródłami pisanymi z tamtego okresu. Pisali je głównie chrześcijańscy duchowni, do tego pochodzący z odrębnych nacji, najczęściej skłóconych bądź wręcz walczących ze Słowianami. Nie możemy tych źródeł zignorować ale musimy podchodzić do nich z ograniczonym zaufaniem, tak jak do innych pojazdów w ruchu drogowym.

Źródła przytoczone przeze mnie są jedynie częścią dostępnych materiałów, wiele pominąłem w tym odcinku aby nie robić z niego kilkugodzinnej litanii wyliczającej wszystkie wzmianki występujące w każdym kazaniu. Pominąłem też pewne dłuższe przekazy jak np. relacje Jana Długosza, które są oddalone o setki lat od czasów przedchrześcijańskich i przedstawiają znacznie mniejszą wartość od kronik Thietmara, Nestora, Helmolda czy Saxo Gramatyka.

Teksty źródłowe mają dużą wartość, ale nie są jedynym materiałem jaki pozwala nam lepiej poznać dawne wierzenia. W przypadku przedchrześcijańskiej Słowiańszczyzny przekazów tego typu jest po prostu mało a co gorsza niemal na pewno nie będzie ich już więcej. Jest bardzo mało prawdopodobne abyśmy odnaleźli kolejne wiarygodne źródła z okresu wczesnego średniowiecza, a jeżeli już to prędzej na Bliskim Wschodzie w jakimś zakurzonym archiwum zapomnianego muzeum, którego nie zdążyli wysadzić w powietrze zaczadzeni fanatycy z jakiegoś ISIS ani zrabować konkwistadorzy XXI wieku z amerykańskich wojsk okupacyjnych. Badania etnograficzne będące jednym z fundamentów dających nadzieję na wyciągnięcie jakichś przeżytków dawnych wierzeń skamieniałych w zwyczajach jeszcze w XIX i XX wieku też nie przedstawiają dobrych perspektyw na przyszłość. W Europie nie ma już właściwie społeczeństw takich jak jeszcze sto lat temu, teraz wszyscy są podpięci do globalnej sieci, która kształtuje ich myśli, zwyczaje i światopogląd.

Pomimo tego jest nadzieja, szczególnie w archeologii. W przeciwieństwie do tekstów źródłowych materiał archeologiczny przyrasta z roku na rok i głównym problemem jest jego katalogowanie, interpretowanie i publikowanie. Pomocą służy również technologia, dzięki której możemy w sposób dokładniejszy i mniej inwazyjny poznawać relikty przeszłości nie niszcząc ich po drodze jak w przypadku kilku warstw nieszczęsnej Troi Heinricha Schliemanna. Wiele obiecujących stanowisk w różnych krajach nie zostało jeszcze przebadanych z powodu braku środków a na pewno pojawią się kolejne. Przyszłość w badaniu życia a przy okazji może i wierzeń dawnych Słowian leży w archeologii i jej naukach pomocniczych.

 

Chciałbym z całego serca podziękować wszystkim patronom tego podcastu, dzięki którym powstaje więcej, dłuższych odcinków. Szczególnie zaś patronkom w randze Peruna i Welesa, Adzie i Agnieszce.

 

W przygotowaniu tego odcinka szczególnie pomocna była następująca książka:

Sources of Slavic Pre-Christian Religion – praca zbiorowa pod redakcją Juana Antonio Álvareza-Pedrosy.