Porońce i ofiary zakładzinowe

 

W sierpniu 2017 roku archeolodzy pracujący w Śródce, jednej z dzielnic Poznania natrafili na nietypowe, dość makabryczne znalezisko pod progiem domostwa datowanego na X stulecie n.e. Na terenie obecnej Śródki musiała istnieć jakaś wioska będąca zapleczem ówczesnego grodu poznańskiego, znacznie mniejszego od obecnego miasta o tej nazwie. Na stanowisku badacze odkryli pozostałości szkieletu noworodka, które musiały zostać tam zakopane celowo, nic nie wskazywało tutaj na przypadkowość.  Wszystko wskazywało, że odkryto tzw. ofiarę zakładzinową pod postacią porońca czyli dziecka poronionego, urodzonego martwym. Dlaczego na dawnej Słowiańszczyźnie uciekano się do takich ofiar i co one oznaczały? Co skłoniło ludzi sprzed tysiąca lat do złożenia zwłok niemowlęcia pod progiem? Na te oraz inne pytania postaram się odpowiedzieć w tym odcinku.

 

Poroniec pod progiem. Ofiary zakładzinowe

by Michał Kuźniar | Słowiańskie Demony

 

Jak wspomniałem zwłoki niemowlęcia złożone pod progiem wczesnośredniowiecznego domostwa były tak zwaną ofiarą zakładzinową. Pod tym pojęciem rozumiemy różnego rodzaju magiczne depozyty składane najczęściej pod budynkami, zarówno mieszkalnymi jak sakralnymi, obronnymi czy komunikacyjnymi jak drogi czy mosty. Ofiara tego typu miała na na celu zapewnienie trwałości nowej konstrukcji oraz pomyślności jej użytkownikom.

W zasadzie możemy wyróżnić cztery rodzaje tego typu ofiar. Pierwszą były spotykane najrzadziej, ale jednocześnie najgłośniejsze i najbardziej przemawiające do wyobraźni szczątki ludzi, wśród których było wyjątkowo dużo dzieci oraz niemowląt. O ile w pradawnych czasach składanie ofiar z ludzi przeznaczonych na zakładziny mogło mieć miejsce częściej, o tyle wraz z biegiem stuleci ten proceder musiał zanikać a przeprowadzanie go było zapewne ograniczone jedynie do wyjątkowych sytuacji częściej korzystając ze zwierząt bądź ofiar symbolicznych. Nie zawsze jesteśmy w stanie z całą pewnością powiedzieć czy ludzkie kości znajdowane pod progami, paleniskami bądź ścianami domostw pochodzą od osób zmarłych w sposób naturalny, przypadkowy czy zabitych celowo. Ponieważ wśród wspomnianych szczątków prym wiodą kości dzieci i niemowląt zakłada się, że były to tragiczne ofiary nieudanych porodów bądź powszechnej w dawnych dziejach wysokiej śmiertelności wśród najmłodszych. Nie dysponujemy danymi dla przedchrześcijańskiej Słowiańszczyzny ponieważ nikt nie prowadził wtedy spisów w formie późniejszych i charakterystycznych dla chrześcijaństwa ksiąg parafialnych notujących oficjalne zgony i narodziny. Oficjalne to znaczy te zgłoszone miejscowym duchownym, warto bowiem zaznaczyć, że wraz z nadejściem chrześcijaństwa zakazano aborcji oraz zabijania niemowląt przez co te procedery zeszły do mrocznego podziemia. Brytyjska profesor filologii klasycznej Mary Beard zwróciła uwagę, że w antycznym Rzymie zgonem matki kończyło się średnio 250 na 10000 porodów co dawałoby śmiertelność na poziomie 2.5%. Dla porównania w obecnych krajach rozwiniętych podobny wskaźnik rzadko przekracza 1 na 10000, czyli jest około 250 razy niższy.

Śmiertelność dzieci podczas porodu lub tuż po nim była dawniej bardzo wysoka. W zasadzie do pełnoletniości dożywała maksymalnie połowa dzieci. Poród był bardzo niebezpieczny, dla kobiety stanowił wyzwanie porównywalne do tego przed jakim stawali mężczyźni idący do bitwy. Jeżeli założymy, że przeciętna kobieta w społeczeństwie preindustrialnym zachodziła w ciążę przynajmniej kilkunastokrotnie w ciągu życia to ryzyko jej zgonu w efekcie komplikacji okołoporodowych w trakcie całej egzystencji wynosiło przynajmniej kilkanaście procent.

Przedchrześcijańskie wierzenia dawnych Słowian łączyły szczególną aurę ze śmiercią gwałtowną, przedwczesną i nieoczekiwaną. Im ofiara była młodsza tym ta aura była silniejsza, a ci którzy przeżyli zdawali sobie sprawę, że duch zmarłego może wracać na ziemię aby wywierać zemstę na tych, którzy żyją dalej podczas gdy on przedwcześnie stracił cenne życie. Dlatego właśnie niemowlęta umierające na samym progu swojej egzystencji mogły być szczególnym zagrożeniem dla swoich rodzin, powszechnie wierzono że mogły wracać pod postacią mściwych porońców rujnujących życie domowników. Starano się więc je obłaskawić specjalnymi rytuałami przekierowującymi ich magiczną siłę w odmiennym kierunku, to jest z pożytkiem dla gospodarzy. Kamil Kajkowski zwracał uwagę, że ten sposób traktowania zwłok najmłodszych członków lokalnej wspólnoty wiązał się z pewną dychotomią społeczną, która lokowała ich jednocześnie w świecie natury oraz kultury.

Zwłoki niemowlęcia często grzebano więc pod progiem, który stanowił szczególne miejsce, łączące dwa światy – wnętrze domostwa i to co było na zewnątrz, świat natury i chaosu. Duża waga przywiązywana do symboliki progu w słowiańskiej chacie przetrwała setki lat i ciągle objawia się w przesądach weselnych podczas których pan młody musi przenieść swoja nową małżonkę przez próg,  czy w zakazie witania się przez próg. Dawniej uważano próg za miejsce graniczne co sprzyjało występowaniu w jego okolicy demonów, warto zauważyć że pomyślnie narodzone dzieci kładziono właśnie na progu aby symbolizować przyjęcie ich do rodziny. Porońca grzebano więc tuż pod progiem, co mogło być w pewnym sensie jakimś substytutem przyjęcia do rodziny, poskromiony w ten sposób duch zmarłego dziecka miał odtąd pracować dla pomyślności rodziny, w tym celu mógł przyjmować formę kłobuka, to jest pożytecznego demona ogniska domowego. Warto tutaj zaznaczyć, że nazwa kłobuka nie pojawia się we wczesnośredniowiecznych źródłach stąd nie wiemy jak wtedy nazywano takie demony. Większość terminów odnoszących się do demonologii słowiańskiej to wynalazki nowożytne często zapożyczane z sąsiednich języków.

Praktyka grzebania zwłok niemowląt i małych dzieci pod progami bądź fundamentami nowo powstałych budowli mieszkalnych może tłumaczyć znikomą ilość pochówków dziecięcych odnajdywanych na oficjalnych cmentarzyskach odnajdywanych w okolicy dawnych wsi, grodów i miast. Zamiast grzebać ich ciała razem z innymi dorosłymi w lokalnej nekropolii wolano mieć je tuż pod nosem, albo raczej pod progiem.

Pozostałości ofiar zakładzinowych z ludzi odnajdywano nie tylko we wspomnianej na początku dzielnicy Poznania. Szkielet niemowlęcy znaleziono pod jednym z domów rybackich w średniowiecznym Gdańsku. Co ciekawe niemowlę pochowano pod podwaliną domu, który uległ później rozbiórce, a na jego miejscu zbudowano kolejny. Mieszkańcy nowej chaty pozostawili dranice przykrywające szczątki dziecka robiąc w jednej z nich otwór. Bezpośrednio pod nim znajdowała się kora przykrywająca kości niemowlęcia. Na korze archeologowie zanotowali obecność pozostałości typowych depozytów symbolicznych jak grudki bursztynu, łupiny orzechów laskowych, rybie ości, węgle drzewne oraz paciorki wykonane z pestek wiśni. Możliwe że były to dary jakie mieszkańcy nowego domu składali zwłokom zmarłego niegdyś dziecka. Nie wiadomo jak długo trwał ten proceder i czy kolejne rodziny również troszczyły się w ten sposób o tego niecodziennego członka gospodarstwa domowego.

Z drugiej połowy VIII wieku pochodzi ludzka czaszka odkopana w obrębie jednej z chat w Santoku w dzisiejszym województwie lubuskim. W tej samej miejscowości znaleziono różne inne, trudne jednak do jednoznacznego zinterpretowania fragmenty ludzkich szczątków pod dawnymi chatami. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w grodzisku w świętokrzyskim Stradowie gdzie również znaleziono kości dzieci i dorosłych tuż pod domami bądź w ich bezpośrednim pobliżu. Czaszkę dziecka wraz z trzema naczyniami z XIV wieku odkryto podczas wykopalisk w zachodniopomorskim Darłowie. Fragment ludzkiej czaszki z rybimi łuskami i naczyniami ceramicznymi znaleziono także w obrębie XI-wiecznych umocnień Srebrnego Wzgórza w Wolinie. Zwyczaj tego typu magicznego wzmacniania umocnień przetrwał często aż w głąb średniowiecza o czym niejednokrotnie wspominają liczne baśnie i podania krążące wokół poszczególnych zamków. W okolicach bramy słowiańskiego grodziska istniejącego w IX i X wieku na terenie dzisiejszego austriackiego miasta Thunau am Kamp tuż przy czeskiej granicy dokonano makabrycznego znaleziska znajdując zwłoki młodej dziewczyny, ułożonej na boku w pozycji embrionalnej. Charakter i miejsce złożenia ciała wykluczały normalny pochówek stąd ofiarę zinterpretowano jako zakładzinową mającą na celu wzmocnienie najbardziej narażonej na ataki i jednocześnie najsłabszej część konstrukcji obronnej grodu jaką była brama. Archeolog Kamil Kajkowski w swojej książce o obrzędowości wczesnośredniowiecznych Pomorzan wspominał o podobnym pochówku w Starym Drawsku, gdzie lokalna ludność złożyła w obrębie wałów obronnych ciało mężczyzny w wieku pomiędzy 45-50 lat. Zwłoki tym razem były pochowane w sposób nie odbiegający od normalnych pochówków cmentarnych stąd interpretacja intencji osób grzebiących tego jegomościa w wałach jest trudna do odczytania. Problem może leżeć po stronie archeologów, którzy nie zwrócili uwagi bądź nie byli wstanie udowodnić czy zwłoki pogrzebano pod wałem przed jego budową, w trakcie jego użytkowania czy też już w czasie gdy wał nie był nikomu potrzebny ze względu na zniszczenia. W tym ostatnim przypadku pochówek z całą pewnością nie byłby ofiarą zakładzinową a zwyczajnym przykładem grzebania zmarłego.

Drugim typem ofiar zakładzinowych, dalece popularniejszym od ludzkich są pozostałości szkieletów zwierząt, czasem z kilku gatunków jednocześnie bądź w towarzystwie ofiar symbolicznych z ceramiki, nasion, płodów rolnych. Niemiecki kronikarz Thietmar wspominał, że słynna świątynia w Radogoszczy zbudowana była na fundamencie z rogów dzikich zwierząt. Najprawdopodobniej były to czaszki bądź same rogi turów, zwierząt majestatycznych, groźnych i już w tamtych czasach bardzo rzadkich, stąd tak cennych. Czaszki turów znajdowano również w Gdańsku oraz XIII-wiecznym Nakle. W uważanej za szczególnie istotną dla przedpaństwowych dziejów Polski Kruszwicy odkryto z kolei ofiarę zakładzinową z rogu jelenia z przełomu XI i XII wieku.

Wśród elementów zwierzęcych szkieletów prym wiodły głowy, szczególnie końskie co nie dziwi biorąc pod uwagę szczególną rolę pełnioną przez to zwierzę w wierzeniach dawnych Słowian. Podczas wykopalisk w Nowogrodzie Wielkim znaleziono liczne tego typu zakładziny pod podwalinami domów zbudowanych od X do XIV wieku. Na terenie niemieckiego Spandau, obecnie jednej z zachodnich dzielnic Berlina w pozostałościach tamtego grodu słowiańskiego natrafiono na budynek noszący cechy miejsca kultu albo zgromadzeń. Konstrukcja o powierzchni 36m2, czyli według naszych standardów niewielkiego mieszkania wsparta była na słupach a w jej podwalinach odkryto liczne kości koni. Pod kamiennym progiem tej potencjalnej kąciny znaleziono szczątki konia. Podobne znaleziska pochodzą z Czerska i Opola, w tym drugim mieście pod domem z XI wieku natrafiono na niemal kompletny szkielet młodego konia zaopatrzony w głowę dzika. Czaszki dzika spotykano często podczas wykopalisk w Opolu i Gdańsku, zaś w Szczecinie pod jednym z domostw plecionkowych z tego samego stulecia na obecnym Rynku Warzywnym natrafiono na dolną żuchwę tego zwierzęcia. Jest to dla mnie prywatnie o tyle istotne, że sam kilka miesięcy temu plącząc się po jednym z mniej znanych, a całkiem nieźle zachowanych grodzisk na Podkarpaciu, w Lubeni tuż pod Rzeszowem natrafiłem w gąszczu na kilka części szkieletu młodego dzika z którego moją uwagę przykuła szczególnie żuchwa z dwoma szablami. Naturalnie nie mogłem pozostawić takiego znaleziska na pastwę sił przyrody, mój dzik, albo raczej jego żuchwa od tego czasu leży sobie w moim posiadaniu i czeka na szansę, gdy będzie mogła posłużyć jako ofiara zakładzinowa przy budowie jakiejś drewnianej chaty albo innej konstrukcji. Jest bardzo prawdopodobne, że kiedyś z przyjaciółmi z mojej grupy rekonstrukcyjnej coś takiego zmajstrujemy. Może jakąś słowiańską chatkę zbudowaną na solidnym fundamencie z żuchwy dzika, kaszy, poziomek i jakichś żołędzi. Niemowląt pod progiem raczej grzebać nie będziemy.

Barbara Lepówna w swojej publikacji o wczesnośredniowiecznych zwyczajach towarzyszących wierzeniom ludności Gdańska w X-XIII wieku wspomniała o intrygującym znalezisku szkieletu psa jaki znaleziono tym razem nie pod domem mieszkalnym lecz w obrębie wałów dawnego grodziska. W innych partiach wału natrafiono na kości konia a kawałek dalej na kompletną czaszkę tego zwierzęcia. Zwyczaj wzmacniania wałów grodów i miast był bardzo popularny co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę szalenie istotną funkcję jaką pełniły w tamtych czasach. Poza wyżej wymienionymi gatunkami zwierząt spotykano również pozostałości bobrów, kotów, łosi, saren i krów. Ptactwo było jednym z najpopularniejszych typów zwierząt składanych w ofiarach pod podwalinami konstrukcji, ale delikatność ich kości spowodowała, że większość nie zachowała się do naszych czasów.

Kolejnym, trzecim przykładem depozytów zakładzinowych są naczynia gliniane bądź drewniane, składane w niewielkich jamach, wypełnione najczęściej pożywieniem odnajdywane w licznych lokacjach. Wśród nich warto wymienić Opole, Wrocław, Międzyrzecz czy leżącą na terenie niemieckiej Saksonii, ale niegdyś zamieszkaną przez Słowian miejscowość Dabrun. Naczynia tego typu często skrywały kości drobnych zwierząt domowych, ości ryb bądź skorupy jajek. Co ciekawe tego typu praktyki opisał w XIII-wiecznym opolskim katalogu magii niejaki Rudolf z Rud. Autor zanotował: “W nowych domach albo w takich, w których mają od nowa zamieszkać, zakopują w różnych kątach mieszkania, a czasem za piecem do ziemi garnki wypełnione różnymi rzeczami na cześć bogów domowych”. Znaleziska drobnych kości, rybich łusek lub ości, grudek bursztynu, skorupek jaj bądź łupin orzechów laskowych pod domostwami nie muszą być tłumaczone wyłącznie jako ofiary zakładzinowe. Mogą być bowiem pozostałością po praktykach wróżbiarskich badających pomyślność danego miejsca.

Czwartą ostatnią formą ofiar zakładzinowych były wszelakie przedmioty o znaczeniu symbolicznym, wśród nich monety, żelazne sierpy, radlice, piasty kół. W Opolu odnaleziono zoomorficzne wycinanki i miniaturowy, drewniany wózek, a pod innym domem żelazną radlicę i kurze jajo. W Szczecinie i Gdańsku oczom badaczy odkrywających podwaliny dawnych domostw ukazały się z kolei wiklinowe wianki. Wspomniane już monety dość często pojawiały się w charakterze ofiar zakładzinowych w materiałach etnograficznych, stąd w ten sposób interpretuje się rzymską monetę odkrytą pod paleniskiem datowanego na VI wiek domostwa z lubuskiego Pszczewa. Prawdopodobnie ze względu na dziwne dla ówczesnych ludzi znaki wyryte na awersie i rewersie traktowano tę monetę jako cenny i rzadki amulet, który warto było poświęcić dla pozyskania jego magicznych właściwości dla nowego domostwa. Umieszczenie monety pod paleniskiem nie było pozbawione znaczenia, gdyż miejsce to było jednym z bezsprzecznie najważniejszych w chacie.

Na osobną uwagę zasługują ofiary zakładzinowe towarzyszące budowie miejsc sakralnych, również chrześcijańskich. Pomimo wyraźnie pogańskiego charakteru takich praktyk zwyczaj potajemnego składania takich depozytów pod kościołami przetrwał długo w głąb średniowiecza. Pod progiem XII-wiecznego kościoła z bałkańskiej Banja Luki odkryto szkielet koguta i kurze jajo. W bliższej nam Warszawie pod progiem jednego z XV-wiecznych kościołów znaleziono z kolei gliniane naczynie pełne ptasich kości. Zofia Hilczer-Kurnatowska wspominała o powszechnej praktyce zakopywania pod progami dawnych kościołów naczyń z monetami.

Zwyczaj składania ofiar zakładzinowych był w średniowieczu praktyką powszechną, która przetrwała jeszcze długo po wprowadzeniu chrześcijaństwa, które jak zresztą wiemy potrzebowało kilkuset lat, aby utorować sobie drogę do dominacji a z czasem monopolu w umysłach mieszkańców Słowiańszczyzny. Pomimo tego, nawet w XX wieku spotykano przypadki ofiar noszących charakter dawnych depozytów zakładzinowych.

 

W przygotowaniu odcinka szczególnie pomocne były następujące publikacje:

Obrzędowość religijna Pomorzan we wczesnym średniowieczu. Studium archeologiczne,  Kamil Kajkowski

Materialne przejawy wierzeń ludności Gdańska w X-XIII wieku, Barbara Lepówna

Artykuł o zakładzinach w Słowniku starożytności słowiańskich autorstwa Zofii Hilczer-Kurnatowskiej

Artykuł Piotra Bojarskiego o znalezisku szkieletu dziecka z Poznania opublikowany w poznańskiej Gazecie Wyborczej