Słowiańskie maski obrzędowe

 

Praktyki kultowe dawnych Słowian spowija zasłona tajemnicy gęstsza nawet od legendarnych mgieł Avalonu Marion Zimmer Bradley. Pomimo tego w tym odcinku, tak jak zresztą we wszystkich poprzednich postaramy się nieznacznie uchylić tę kurtynę i zajrzeć na zaplecze. Tematem który chciałem poruszyć od dawna a dzisiaj mam ku temu sposobność będą maski obrzędowe ze szczególnym uwzględnieniem dwóch najbardziej kontrowersyjnych, tzw. masek z Opola.

 

42. Słowiańskie maski obrzędowe

by Michał Kuźniar | Słowiańskie Demony

Maski są przedmiotami tak powszechnymi, że ich istnienie bierzemy za pewnik nie przywiązując większej wagi do ich znaczenia oraz genezy. W ostatnich latach zdominowały naszą przestrzeń publiczną dzięki pandemii o globalnym zasięgu chociaż wcześniej kojarzono je raczej z bohaterami popkultury kalibru Batmana. Te charakterystyczne nakrycia twarzy towarzyszą człowiekowi od tysięcy lat i z bardzo dużym prawdopodobieństwem były wykorzystywane podczas rytuałów myśliwych-zbieraczy już w okresie paleolitycznym. Od zarania dziejów maski zakrywające całą twarz bądź półmaski skrywające jedynie jej górną część od czoła do nosa wykorzystywano zarówno podczas ceremonii religijnych bądź magicznych jak i zwyczajnych zabaw i hulanek.

Cele istnienia masek zdradzają towarzyszące im łacińskie określenia. W języku starożytnych Rzymian te nakrycia twarzy określano trzema terminami: masca, larva lub persona. Od masca mamy późniejsze maszkary i maskarady. Larva kojarzy nam się dzisiaj z odpychającym, wczesnym stadium rozwoju owadów bądź po prostu istotą którą czeka metamorfoza, poczwarką. Łacińska larva określająca zakrycie twarzy też miała na celu zaznaczenie, że opisywany przez nią przedmiot umożliwia jego posiadaczowi dokonanie metamorfozy, przepoczwarzenia się w kogoś innego. Ostatni termin persona sugeruje, że posiadacz maski-persony przyjmował inną postać czyli personę. Powierzchowne zagłębienie w łacińską etymologię uzmysławia nam, że już dawni ludzie widzieli w maskach przedmioty pozwalające im na przyjęcie innej postaci co dawało z jednej strony możliwości zabawy a z drugiej wzbogacenia ceremonii kultowych. Świetnym przykładem są maski wykorzystywane w obrzędach i odgrywaniu scen ku czci zmarłych w starożytnej Grecji, które z czasem zmieniły się w pierwsze przedstawienia teatralne o czym pisał Leszek Kolankiewicz w swojej książce Dziady – teatr święta zmarłych.

Gdzie w tym wszystkim są jednak Słowianie? Czy oni również używali masek? Jeżeli tak to w jakich sytuacjach? Czeski dziejopis Kosmas w swojej Kronice Czechów przytacza fragment dekretu księcia Brzetysława z 1092 roku. “Brzetysław wytępił również zabobonne obrzędy, które wieśniacy, dotąd półpoganie, obchodzili w Zielone Święta we wtorek albo we środę; ofiarując u źródeł zabijali zwierzęta i składali demonom; także pogrzeby urządzano po lasach i polach, oraz budki, które pogańskim obrządkiem stawiali na rozdrożach, jakoby na miejsce odpoczynku dla dusz, także i igrzyska pogańskie, które odprawiali nad swoimi zmarłymi przyzywając cienie przodków i tańcząc, wdziawszy na twarz maski”.

Ten pochodzący z końca XI wieku fragment wyraźnie potwierdza, że oficjalnie chrześcijańscy Czesi ciągle oddawali się dawnym praktykom pogrzebowym, których charakter znacznie odbiega od przyjętego wówczas rytuału chrześcijańskiego. Budki stawiane na rozdrożach miały na celu zapewnienie gościny głodnym i zziębniętym duszom wegetującym w ponurej Nawii, nas jednak w tym wszystkim bardziej interesują same maski. Być może uczestnicy korowodu zakładali je aby dokonać metamorfozy na czas obrzędu pogrzebowego i przyjąć tożsamość innych istot? Możliwym wytłumaczeniem jest również chęć ukrycia tożsamości przed duchem zmarłego. W odcinku o podróży Ahmada Ibn-Fadlana do Rusi na kanale Mroczne Wieki szczegółowo opowiadałem o pogrzebie wodza Rusów podczas którego jeden z krewnych zmarłego zbliżał się do stosu pogrzebowego z żagwią, nagi i odwrócony do niego plecami tak aby duch denata nie mógł rozpoznać twarzy ofiarnika. Nie spotykamy się w tamtym opisie z żadnymi maskami, ale w korowodach pogrzebowych opisywanych przez Kosmasa z pewnością nie zakładano ich przypadkowo.

Fragment dekretu Brzetysława jest najwcześniejszą zachowaną tego typu relacją o maskach ze Słowiańszczyzny, kolejne pochodzą z późnego średniowiecza. W licznych kazaniach oraz listach kościelnych hierarchów często powtarza się krytyka pogańskich masek, które były tak popularne, że zakładano je nawet podczas chrześcijańskich obrzędów, uciekali się do tego niejednokrotnie sami duchowni. Papież Innocenty III, człowiek zasiadający na stolcu biskupa Rzymu w czasach największej świetności papiestwa gromił w swoim dekrecie ze stycznia 1207 roku zakładanie czegoś co nazywał z łaciny monstris larvarum – maskami duchów, potworów lub maszkar. Co ciekawe jego dekret był wymierzony wprost w uczestników ceremonii odprawianych w kościołach oraz katedrze archidiecezji gnieźnieńskiej. Papież krytykuje nie tylko pospólstwo, wyraźnie podkreśla że praktyki takie nie przystoją również duchownym nawet jeżeli oni sami nie zakładają masek.

Napomnienia Innocentego niewiele pomogły gdyż nieco ponad sto lat później w 1326 roku arcybiskup gnieźnieński Janisław znowu pisze o monstris larvarum. Janisław upomina, aby: “księża i ludzie świeccy ubrani w maszkary nie snuli się po kościołach i cmentarzach, podczas odbywającego się nabożeństwa, gdyż przez takowe widowiska zabaw ostudza się miłość nabożeństwa, cierpi na tem powaga kościoła, stan kapłański idzie w poniewierkę. Zarządzamy więc, że tak duchowni, jak świeccy niosący tego rodzaju poczwarne i wstrętne maszkary będą automatycznie podlegać ekskomunice i nie otrzymają rozgrzeszenia, dopóki nie odprawią pokuty”. Oprócz nabożeństw w kościołach mamy tutaj do czynienia również z obrzędami ku czci zmarłych a więc nawiązujemy tutaj łączność z dekretem Brzetysława cytowanym przez Kosmasa. Tam również maski zakładano podczas obrzędów pogrzebowych. Dla hierarchów kościelnych maski wywodzące się z obcej im tradycji były po prostu przedstawieniami duchów nieczystych, ale dla lokalnej ludności mogły to być podobizny ich zmarłych. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić tego z całą pewnością.

Zwyczaj przebierania się w maszkary przetrwał na Słowiańszczyźnie ale z czasem udało się go wyrugować z kościołów i cmentarzy. Przetrwał jednak gdzie indziej. Pogańskie przebieranki zachowały się w zwyczaju nocnego kolędowania i chodzeniu z turoniem w zapusty. W Polsce zwyczaje te potępiono w XV wieku, podobne gromy spadały w tym czasie na głowy mieszkańców Rusi z tym, że tak jak w wielu innych przypadkach na wschodzie dawne zwyczaje przetrwały znacznie dłużej. W 1636 roku w Nowogrodzie powstała relacja o pogańskim charakterze schadzek organizowanych w okolicy Bożego Narodzenia i Nowego Roku: “Od Bożego Narodzenia aż do Trzech Króli urządzają po domach zabawy… i schodzą się na te niecne zajęcia mężczyźni i kobiety… Robią z łyka konie i tury, stroją się w płótno i jedwabne chustki, koniowi wieszają na szyi dzwonki, a twarze swoje zasłaniają włochatymi i zwierzęcymi maskami, wdziewają stosowny strój i z tyłu przywiązują ogony, jak widome diabły, i pokazują wstydliwe członki, mówiąc różne diabelstwa wstrętnym głosem… W dzień Wniebowstąpienia… […] upijają się, tańczą, grają na trąbach chodząc w maskach”.

Tyle tekstów źródłowych, co o zwyczaju noszenia masek wśród Słowian mówi nam archeologia? Na tym polu możemy się pochwalić przede wszystkim kilkunastoma maskami z Nowogrodu pochodzącymi z okresu od XII do XIV wieku. Wszystkie te maski i półmaski (niektóre zakrywają jedynie górną część twarzy) wykonane są ze skóry bądź z kory brzozowej. Dzięki temu są lekkie, elastyczne i łatwo je dopasować do twarzy. Maski często malowano i zdobiono dodatkowymi elementami, najczęściej włosiem imitującym brodę, wąsy czy czuprynę. Maski z Nowogrodu noszono na twarzach, na większości z nich zachowały się otwory po rzemieniach pozwalających założyć je na głowie. Archeolog Kamil Kajkowski podaje, że długość pełnych masek nie przekracza 25 cm zaś szerokość mieści się w przedziale 20 – 24 cm, były więc rozmiarami dopasowane do ludzkiej twarzy.

Wszystkie bez wyjątku znajdowano w przypadkowych miejscach co sugeruje, że gubiono je lub porzucano po zabawie bądź uroczystości w jakiej wzięły udział. Jest możliwym, że maska wykorzystana podczas na przykład pogrzebu była utylizowana i nie można było jej wykorzystać ponownie. Maski przedstawiają postacie antropo-, zoomorficzne lub mieszane. Nic dziwnego, że chrześcijańscy duchowni widząc korowód pełen przerażających, zoomorficznych masek robili nerwowe znaki krzyża a swoje oburzenie wylewali potem podczas kazań i pouczeń. Popularność masek zwierzęcych na Rusi potwierdza fresk z soboru św. Zofii w Kijowie, na którym widzimy pewnego jegomościa z zoomorficzną maską na twarzy.

Maski z Nowogrodu są najliczniejszą grupą tego typu artefaktów znalezioną dotychczas na Słowiańszczyźnie. Jak wygląda sytuacja z podobnymi przedmiotami w naszym kraju? Skromnie i kontrowersyjnie zarazem. Najsłynniejszymi polskimi “maskami” (używam tutaj cudzysłowu) są tzw. maski z Opola. Zajmę się dzisiaj nimi ponieważ przedmioty te często pojawiają się na wszelkich inscenizacjach i próbach odtwarzania bądź raczej tworzenia ceremonii rodzimowierczych.

Dwa przedmioty znaleziono na początku lat 60. XX wieku w opolskim Ostrówku, czyli na wyspie położonej w samym sercu miasta oblewanej nurtem Odry. Nazwa Ostrówek wywodzi się od smukłego kształtu wysepki utworzonego z pomocą nurtu rzeki, takie samo pochodzenie ma Ostrów Tumski czy Ostrów Lednicki. W opolskim Ostrówku, najstarszej części tego śląskiego miasta archeologowie natrafili w warstwach z XI i XII wieku na dwa przedmioty, które Helena Cehak-Hołubowiczowa zinterpretowała jako maski rytualne. W bezpośrednim sąsiedztwie jednej z nich znajdowała się rzeźba zwierzęcia, które chociaż niezbyt wyraźne zdaniem badaczy najbliższe było kozłu. Wychodząc z założenia, że taki drewniany koziołek miał jakąś wartość rytualną przypisano podobną dwóm trójkątnym, drewnianym deskom z trzema otworami. Starsza maska wykonana z sosny ma  34 cm długości a jej grubość waha się pomiędzy 3,7 a 5,3 cm. Jak nietrudno się domyślić jest znacznie dłuższa od ludzkiej twarzy, do tego rozmiary i grubość powodują, że noszenie jej na głowie byłoby czynnością uciążliwą, zwłaszcza że na artefakcie nie znaleziono żadnych śladów po elementach, które mogły służyć do zaczepienia bądź przeciągnięcia jakiegoś rzemienia. Drewniany przedmiot pochodzący z końca XI wieku miał mieć ślady po czerwonym barwniku co może oznaczać, że takim właśnie kolorem był pomalowany za czasów swojej świetności, chociaż z drugiej strony niedbałość wykonania poddaje w wątpliwość jakąkolwiek świetność tego artefaktu. Smukły, trójkątny kształt wyskrobany najprawdopodobniej nożem w miękkiej sośninie obrobiony był niedbale a wygładzono go jedynie z jednej strony pozostawiając drugą w stanie surowym i chropowatym. Druga tzw. maska zrobiona z brzozy znaleziona w warstwie o cały wiek późniejszej wyglądał podobnie chociaż była nieco mniejsza i nie tak gruba. Podobnie jak w przypadku poprzedniczki tak i ta “maska” była obrobiona niedbale, wygładzona z jednej jedynie strony. W obu przypadkach przedmioty były uszkodzone, drewno pękło w jednym ze szczytów trójkąta, tym który badacze widzieliby gdzieś w okolicach brody bądź szyi noszącego go człowieka.

Oba przedmioty niemal od razu i bez zastrzeżeń określono maskami pomimo mnóstwa wątpliwości. Wymienię najważniejsze, większość zebrał w swoim artykule do którego link podaję w opisie Kamil Kajkowski. Przede wszystkim oba drewniane artefakty nie dawały się łatwo dopasować do ludzkiej twarzy, jeden z nich był wyraźnie za duży. O ile przez dwie górne dziury dało się jeszcze jakoś patrzeć o tyle dolny nie mógł służyć za otwór na usta gdyż był za nisko. Badacze sugerowali, że w tym miejscu mocowano sztuczną brodę. Na przedmiotach nie znaleziono żadnych śladów kleju ani otworów do przewleczenia rzemieni. Tzw. maski można było naturalnie mocować do jakichś kapturów, ale ich ciężkość wymagałaby i tak zastosowania jakiejś konstrukcji tak aby maska nie spadła z twarzy ściągając cały kaptur. Brak śladów kleju podważa jednak taką interpretację. Niedbała i prymitywna forma wydawała się nie pasować do masek obrzędowych, ale badacze sugerowali, że było to spowodowane prowizorycznym charakterem przedmiotów, które wykonano naprędce a potem szybko zniszczono i zutylizowano co często podkreśla Paweł Szczepanik w swoim artykule o maskach jaki znajdziecie w książce Słowiańskie zaświaty jaką niejednokrotnie już polecałem w poprzednich epizodach. W artykule Heleny Cehak-Hołubowiczowej znajduje się informacja, że na powierzchni jednej z tych masek biegną jakieś linie i wzory, prawdopodobnie imitujące nos, ale nowsza analiza potwierdziła, że to co dawniej uważano za ryte ręką człowieka wzory w rzeczywistości jest jedynie chodnikami korników żerujących w drewnie. Nowsze analizy dodatkowo wykazały, że przedmioty wykonano z suchego, martwego od kilku miesięcy drewna co z kolei czyni mało prawdopodobnym ich przeznaczenie do rytuałów związanych z kultami płodności czy urodzaju jak pierwotnie sugerowano, gdyż w takich obrzędach bardziej adekwatne byłyby przedmioty pozyskane z żyjących drzew.

Maski z Opola niczym nie przypominają swoich odpowiedników z Nowogrodu, tamte jak wspomniałem były stworzone z lekkiej i elastycznej skóry bądź kory. Zawsze też miały rozmiary pozwalające na noszenie ich na twarzy i swobodne dopasowanie do kształtu głowy. Przedmioty znalezione na Ostrówku były ciężkie i sztywne. W niczym nie przypominają trójwymiarowej maski z fresku w kijowskim soborze, nie mówiąc o pozostałych średniowiecznych przedstawieniach masek z innych aniżeli Słowiańszczyzna części kontynentu. W przytoczonych wcześniej opisach korowodów pełnych zamaskowanych uczestników wyraźnie wskazywano, że tańczyli, skakali, bawili się. Po zrekonstruowaniu kontrowersyjnych masek z Opola okazało się, że tańce, hulanki i swawole z 34 cm deską na twarzy z dwoma niewielkimi otworami na oczy nie wydają się szczególnie prawdopodobne. Spróbujcie zresztą zamocować sobie na twarzy deskę do krojenia mięsa a następnie pląsać.

Czym w takim razie były lub mogły być tzw. maski z Opola? Odpowiedź wydaje się być prostsza aniżeli się zdaje. Oba przedmioty idealnie nadają się do wykorzystania jako małe meble w gospodarstwie domowym, być może taborety. Po włożeniu w trzy otwory drewnianych nóżek mielibyśmy w pełni funkcjonalny przenośny zydel albo ryczkę jak mówi się w śląskiej gwarze na takie przedmioty. Tę teorię potwierdzałyby charakterystyczne uszkodzenia, oba przedmioty pękły na słabszej części najbardziej narażonej na złamanie na skutek obciążenia. Trójkątny kształt nie jest być może najpopularniejszym dla tego typu przedmiotu, ale taboret na trzech nogach ciągle jest stabilny a do jego stworzenia można wykorzystać jakiś nieregularny kawałek drewna. W ten sposób właśnie wyobrażam sobie genezę tych tajemniczych przedmiotów. Jakiś mieszkaniec średniowiecznego Ostrówka dysponując nieforemnym, trójkątnym kawałkiem sośniny wykorzystał je do końca. Może zrobił z niego taboret? A może nawet siedzisko dla bujanego konika? No w porządku, może bujany konik w XI-wiecznej chacie to przesada. Po wykonaniu niewielkiego taboretu używano go do czasu aż wreszcie pękł w miejscu najbardziej do tego narażonym. Niepotrzebny mebel wyrzucono na śmietnik gdzie pomiędzy wiórami i odpadami po setkach lat odnaleźli go archeolodzy. Sto lat później inny mieszkaniec Ostrówka, wykonał podobny przedmiot, tym razem nieco mniejszy i z brzozy. Jego losy były identyczne a swój żywot skończył na śmietniku. Znalazłem co prawda interpretację jakoby trójkątny kształt przedmiotu miał powiązania z nacechowaną silnym symbolizmem magicznym cyfrą trzy skąd można już przejść do boga Trzygłowa zajmującego się rzekomo światem chtonicznym a stąd oczywiście możemy twierdzić, że dzierżąc którąkolwiek tzw. maskę z Opola mamy w rękach święty artefakt pana zaświatów. Możemy iść w tym kierunku i mnożyć popisy erudycji, ale prywatnie sądzę, że tzw. maski z Opola są dowodem na zaradność lokalnej ludności, która nawet z tak beznadziejnie nieprzydatnego kawałka sosny czy brzozy potrafiła zmajstrować coś praktycznego na czym można było usiąść.

Zawsze sądzę, że jeżeli mamy w rękach jakiś archaiczny przedmiot o nieznanym przeznaczeniu i kilka potencjalnych wytłumaczeń dla jego przeznaczenia powinniśmy wybierać to najprawdopodobniejsze. Drewniane przedmioty z Opola naturalnie mogą być jakimiś maskami, ale jest tyle argumentów przeczących takiemu ich przeznaczeniu, że taka interpretacja jest mało prawdopodobna. Gdyby były to jakieś symboliczne maski stojące pod ścianą a nie noszone na twarzy to może jeszcze dałoby się to jakoś zrozumieć. Ale na twarzy? Nie sądzę. A co jeżeli spojrzymy na nie jako na zwyczajne taborety? Argumentów za jest całkiem sporo, argumentów przeciw prywatnie nie widzę.

Historia tzw. masek z Opola nie jest jedynym tego typu przykładem potencjalnej nadinterpretacji, w 1985 roku na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu w średniowiecznej jamie pomiędzy wszelkimi elementami kości, skóry, drewna czy odpadów botanicznych odkryto dwa drewniane fragmenty, które również nasunęły problem w interpretacji. Pierwotnie uznano je za fragmenty drewnianych masek, chociaż dzisiaj w przypadku jednego z nich widzi się raczej pękniętą łopatę.

Ubogość znalezisk archeologicznych jakie można powiązać z religią dawnych Słowian wydaje się niejednokrotnie popychać badaczy w kierunku interpretacji nieco na wyrost. Tzw. maski z Opola przyjęły się bez głosów sprzeciwu i do dzisiaj można się spotkać z nimi podczas inscenizacji rodzimowierczych. Po prostu te trójkątne deski z trzema otworami w blasku ognia skąpo rozświetlającego mrok wyglądają po prostu groźnie. Jedna z tych desek łudząco przypomina mi twarz zeloty, wojownika z fantastycznej rasy Protosów jaka pojawiała się w niewiarygodnie popularnej dwadzieścia lat temu strategii komputerowej Starcraft.

Podsumowując, Słowianie często wykorzystywali maski w swoich obrzędach, szczególnie ku czci zmarłych oraz zabawach i hulankach. Rekonstruując te przedmioty starałbym się jednak wykorzystywać pewne znaleziska z Nowogrodu, nawet jeżeli pochodziły z późnego średniowiecza. Z dwóch desek odkrytych w Opolu zrobiłbym sobie taborety, zresztą w grupie w której działam już podsunąłem taki pomysł. Na wiosnę strugamy zydle z Opola 🙂

Źródła:

Maski z Opola w kontekście obrzędowości średniowiecznych Słowian – Kamil Kajkowski

Maski z Opola… zdemaskowane – Kamil Kajkowski <a href=”https://wczesnesredniowiecze.pl/artykul,47,maski-z-opola—-zdemaskowane.html”>Link</a>

Drewniane maski z grodu-miasta na Ostrówku w Opolu – Helena Cehak-Hołubowiczowa

Metamorficzna moc masek – Paweł Szczepanik