Liczne twarze Welesa

 

Witam was w kolejnym odcinku, w którym jeszcze głębiej zanurzymy się w krainie słowiańskich zaświatów i magii. Dowiemy się dlaczego warto było dotrzymywać przysiąg i co czekało na zuchwalców skłonnych je łamać. Poznamy boga sprawującego pieczę nad wszystkimi skarbami zaświatów, który mógł jednocześnie pomóc we wdrapaniu się na szczyt wczesnośredniowiecznej listy Forbesa. Czuwał nad zmarłymi, ale jednocześnie miał dużo do powiedzenia w temacie płodności, urodzaju i życia po prostu. Przed państwem Weles, zwany gdzieniegdzie Wołosem, prawdziwy bóg renesansu a to pierwszy z serii poświęconych mu odcinków.

 

 

Materiał powstał głównie w oparciu o trzy pozycje – Mitologię Słowian Aleksandra Gieysztora, Słowiańskie Zaświaty Pawła Szczepanika oraz mało u nas znaną, ale najbardziej wyczerpującą ten temat książkę Borysa Uspieńskiego Kult św. Mikołaja na Rusi. Zawsze staram się kupować książki w wersji papierowej, a w przypadku dzieła Uspieńskiego nie było to łatwe, gdyż jedyne polskie wydanie pochodzi z 1985 roku i jest białym krukiem. Jako że dłuższy czas polowałem na tę pozycję odcinek o Welesie mocno się opóźnił i pojawił dopiero po Nyji. Sam tytuł książki rosyjskiego filologa, semiotyka i mitografa jest mylący, gdyż tematem przewodnim nie jest tylko kult św. Mikołaja lecz charakterystyka kultu Welesa i dowody na jego przetrwanie w postaci tego właśnie chrześcijańskiego świętego. Temat jest tak rozbudowany, że o samych powiązaniach patrona Mikołajek z pogańskim Welesem można spokojnie stworzyć osobny odcinek, co mam w planach.

Wróćmy jednak do meritum czyli naszego dzisiejszego bohatera, Aleksander Gieysztor określił Welesa „wypadkiem prawdziwie trudnym”. Pomimo że istnienie wiary w to bóstwo jest niepodważalne i zachowało się do naszych czasów w licznych przekazach, powiedzeniach oraz zwyczajach szeroki zakres jego kompetencji zdawał się przytłaczać badaczy. Weles, zwany również Wołosem bywa łączony m.in. z zaświatami, magią, urodzajem, płodnością, przysięgami, bogactwem i bydłem. Na Rusi był „bogiem od wszystkiego”, w czym następnie zastąpił go wspomniany św. Mikołaj.

Z Welesem mamy najczęściej do czynienia w relacjach pochodzących z Rusi, gdzie pojawia się już w 907 roku, kiedy to książę kijowski Oleg razem ze swoją drużyną miał zaklinać traktat pokojowy z bizantyjskimi Grekami na swój swój oręż oraz na Peruna i Wołosa, boga bydła. Wygląda na to, że strona ruska przysięgała na obu bogów równocześnie bez faworyzowania żadnego z nich. Podobne traktaty z Konstantynopolem zawierano w 944 i 971 roku, w obu wypadkach Ruś ponownie przysięgała albo na samego Peruna albo na obu bogów jednocześnie. W ostatnim traktacie dowiadujemy się, że na Peruna przysięgała tylko drużyna książęca, zaś na Welesa klęła się wszystka Ruś. Stawia nas to przed ciekawą sytuacją, która może potwierdzać skandynawskie pochodzenie pierwszych władców Rusi oraz ich najbliższych drużynników.

Większość naukowców skłania się ku teorii mówiącej, że Ruś założyli przybysze ze Skandynawii, konkretnie z terenów dzisiejszej Szwecji, którzy mogli pod przywództwem półlegendarnego Ruryka oraz jego braci dać początek państwu ruskiemu. Same słowa Ruś czy Rusin mogą wywodzić się z ugrofińskiego terminu Ruotsi oznaczającego wojowników, wioślarzy lub mieszkańców wybrzeża. Finowie do dzisiaj mówią w ten sposób na mieszkańców Szwecji, którzy to najprawdopodobniej we wczesnym średniowieczu skolonizowali dorzecza najważniejszych rzek dzisiejszej Rosji, Ukrainy i Białorusi wiosłując w swoich lekkich, zwinnych łodziach, którymi docierali aż do Konstantynopola i świata arabskiego. Wcześniej wspomniany ruski władyka Oleg w rzeczywistości mógł zwać się Helge, imię takie przewija się w źródłach bizantyjskich mówiących o relacjach z Rusinami. Dla osób zainteresowanych tematem narodzin Rusi odsyłam do świetnej książki Ruś Wikingów Władysława Duczko.

Od dawna uważa się, że słowiański Perun dalece przypomina skandynawskiego Thora, stąd nordyccy drużynnicy ruskich książąt mogli chętnie składać przysięgi na tego właśnie boga, podczas gdy słowiańscy wojowie oraz pozostali poddani klęli się na Welesa – ruskiego boga jak nazywają go niektóre źródła.

Przysięgi składane przez średniowiecznych wojów były obarczone czymś co nazwalibyśmy dzisiaj karą umowną, tzn. w przypadku ich niedotrzymania na delikwenta spaść miały ciężkie nieszczęścia. Według Powieści minionych lat mnicha Nestora kto by złamał przysięgę złożoną Perunowi miałby „nie obronić się własną tarczą i zostać rozsieczonym własnym mieczem, strzałami i innym orężem swoim”. Weles karał w inny sposób, dosłownie „wyzłacając” krzywoprzysięzcę. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać pozbawione sensu, jednak głębsza analiza dowodzi, że chodziło tutaj o konkretną chorobę tj. żółtaczkę wywołaną przez wtórną gruźlicę skóry. Polski etnograf Kazimierz Moszyński jeszcze w XX wieku identyfikował tę chorobę w ludowym folklorze jako zołotnika.

Aleksander Gieysztor sugerował rezygnację z gospodarskiego podejścia do kompetencji Welesa w kwestii bydła, zamiast tego sugeruje jego głęboki związek ze sferą zobowiązań magicznych. Za przykład może służyć autentyczna historia z 1351 roku, kiedy to na Wołyniu książę litewski Kiejstut zawierał przymierze z królem Węgier Ludwikiem I. Kiejstut kazał przyprowadzić na miejsce przysięgi czerwonego wołu, następnie zaś uwiązać go pomiędzy dwoma słupami. W odpowiednim momencie książę sam cisnął w zwierzę swój kordelas, który błyskawicznie przeciął mu tętnicę. Strona litewska wysmarowała twarze i ręce we krwi wołu zatwierdzając przysięgę.

Staroruski poemat Słowo o wyprawie Igora pod skrzydła Welesa oddaje wieszcza-poetę Bojana nazywając go wprost „Welesowe wnuczę”, co może wskazywać na kolejne kompetencje bóstwa. Mecenat jaki miałby roztaczać nad poetami i jasnowidzami Weles przybliżałby go skandynawskiego Odyna. Gieysztor zwraca uwagę, że rdzeń –wel w językach indoeuropejskich oznacza widzieć. Byłaby to kolejna część układanki jaką był ten skomplikowany bóg, do którego być może zwracali się również wieszczkowie.

Związki etymologiczne zainspirowały badaczy do połączenia nazwy wołchw oznaczającej pogańskiego kapłana z Wołosem. Słowiański szaman – wieszczek miałby być sługą tego boga.

W źródłach ruskich Weles często pojawia się tuż za Perunem, z którym stanowi niemal nierozłączny lecz dość skonfliktowany tandem. Legenda o chrzcie Włodzimierza Wielkiego wyraźnie mówi o wtrąceniu posągów obu bóstw do Poczajny, dopływu Dniepru tuż po chrzcie władcy w 988 roku. Posąg Welesa został również zniszczony w Rostowie, gdzie unicestwić miał go św. Avraamij Rostowski.

Związek Welesa z Perunem jest bardzo charakterystyczny i aż prosi się o rozwinięcie. Znani rosyjscy filolodzy Wiaczesław Ivanow oraz Władimir Toporow, na których pracach opierają się praktycznie wszyscy badacze wierzeń słowiańskich wywodzili konflikt Welesa i Peruna jeszcze z pradawnego indoeuropejskiego mitu o pojedynku Boga Gromu z Wężem lub Smokiem. Wśród Słowian Wschodnich bóstwa pierwotnie walczyły o posiadanie bydła, którego bogiem był Weles. Spór nie ustał nawet po chrystianizacji, bowiem gromowładny Perun zmienił się w proroka Eliasza bądź św. Jerzego. Pierwszy był władcą piorunów, drugi zaś pogromcą smoka. Welesa z kolei zastąpił św. Mikołaj, chociaż Borys Uspieński wylicza kilku świętych, którzy również mogli pełnić tę funkcję, wśród nich św. Błażej, św. Bazyli oraz św. św. Flor i Laur. Mam w planach przynajmniej jeden odcinek o nowych, chrześcijańskich twarzach starych bogów więc nie będę w tej chwili rozwijał tego arcyciekawego tematu.

Rozpowszechnienie kultu Welesa/Wołosa można wnioskować z licznych nazw geograficznych, szczególnie miejscowości, rzek i gór. Mamy więc Weleśnicę, Wołosacze i Wołosowicze, na Smoleńszczyźnie płynie rzeka Welesa, na Białorusi moglibyśmy udać się do leśnych uroczysk Wołosina i Wołosacza, w Macedonii Północnej z kolei moglibyśmy zatrzymać się w mieście Wełes. Aleksander Bruckner zwracał uwagę na podanie o tatrzańskim smoku Wołoszynie, na którego martwym cielsku wyrosła góra o tej samej nazwie. Smoki i węże zazwyczaj kojarzono z bóstwem odpowiedzialnym za sferę chaosu, magii, dzikiej przyrody i zaświatów. Dyskusyjna jest kwestia bóstwa czczonego w słowiańskiej Wołogoszczy, które autor żywota św. Ottona nazywa Plutonem. Typowa interpretacja klasyczna przysłania nam prawdziwe imię bóstwa, które biorąc pod uwagę nazwę miasta mogło brzmieć Wołos. Podobna sytuacja miała miejsce w Radogoszczy, której nazwa nawiązywała do czczonego tam boga Radogosta.

Imię Weles mogło wywodzić się ze staroindyjskiego vala/valas oznaczającego sierść. Dane zebrane przez etnografów badających zwyczaje ludności ruskiej wyraźnie wskazują, że kult włosów i bujnego zarostu symbolizującego urodzaj i bogactwo przetrwały wśród chłopów do XX wieku. Tradycje te przejawiające się często podczas narodzin i chrztu bądź w obrzędach weselnych i pogrzebowych wywodzi się ze starodawnych praktyk związanych z kultem Welesa. Na Białorusi na przykład kobiety tkały swe śmiertelne koszule używając osnowy zrobionej z własnych włosów, na mogiłach wiązano zaś warkocze z kądzielą. Ten ostatni zwyczaj wywodzi się ze starodawnych praktyk obcinania włosów na znak żałoby lub składania ich w ofierze podczas pogrzebu. Wszystkie wyżej wymienione praktyki miały związek ze śmiercią i zaświatami, ale jak wspomniałem włosy miały znaczenie w zapewnianiu szczęścia, bogactwa i urodzaju. Nie bez powodu postrzyżyny chłopca odbywały się na włochatym kożuchu odwróconym sierścią do góry, a podczas chrztu na Rusi niejednokrotnie do chrzcielnicy wlewano wosk zmieszany z włosami chrzczonego dziecka, odciętymi wcześniej przez popa. Wszystkie te tradycje wywodzi się z pradawnych obrzędów i zwyczajów rolniczych związanych z kultem Welesa/Wołosa. Tradycji tych jest tak wiele, że również mogą doczekać się własnego odcinka.

Wieloraki wizerunek Welesa nabiera dodatkowych kształtów przy zastosowaniu danych porównawczych wyciągniętych z kultur ościennych, szczególnie bałtyjskich. Bałtowie wierzyli w całą gromadę istot o znajomo brzmiących imionach, wśród nich byli Velinas, Velnias, Velinona i Vels, którzy w ramach chrystianizacji zostali zdegradowani do rangi szeregowych diabląt. Królestwem zwierząt zarządzał Veles lub Velinas, ten drugi był świetnym łowcą i opiekunem bydła, mógł też przybierać postać dorodnego byka. Velinas był w stanie ukarać ludzi wchodzących mu w drogę „żółknięciem”. Dziwnie przypomina to „złotnienie” jakim karał ruski Veles. Velinas mieszkał na niedostępnych bagnach, gdzie ukrywał się w nieprzeniknionym błocie. Łotysze zwali duchy zmarłych veli zaś krainą do której udawali się po śmierci zarządzał niejaki Vels. Na Kaszubach istniała z kolei niejaka Velevitka, której męskim odpowiednikiem mógł być Velewit. Velewitka według Gerarda Labudy mogła być boginią opiekującą się duszami zmarłych.

Szwajcarski językoznawca i współtwórca semiotyki Ferdinand de Saussure był pierwszym badaczem łączącym litewskiego Velinasa i wedyjskiego Warunę strzegącego przysiąg. Dla Szwajcara Velinas mógł być bogiem karzącym za błędy moralne, którego następcą w schrystianizowanym już świecie stał się poczciwy diabeł.

Wedyjski Waruna był wszechwiedzącym, jasnowidzącym bóstwem obdarzonym świetnym wzrokiem. Podobnie mogło być w przypadku Velinasa i Welesa, których pochodzenie od rdzenia –vel odpowiedzialnego za widzenie już było przeze mnie wspomniane. Velinas uchodził również za zręcznego łowcę, a przenikliwy wzrok był cechą nieodzowną w tym fachu. Wedyjski bóg Waruna występuje w duecie z Mitrą, obaj odpowiedzialni za ład i porządek świata, do którego dążą innymi środkami. Groźny i magiczny Waruna byłby pierwowzorem Welesa, podczas gdy spokojny i opanowany Mitra sprawujący pieczę nad umowami miałby mieć więcej wspólnego z Perunem. Gieysztor zwraca uwagę, że słowiańskie słowo mir oznaczające pokój, porządek, zgodę i umowę może brać swój początek właśnie w wedyjskim Mitrze, który uległ częściowej desakralizacji. Waruna widział wszystko a krnąbrnych krzywoprzysięzców karał chorobą, wiązano z nim krowy oraz poetów, którym pomagał zgłębiać tajemnice świętych krów. Wyraźnie koreluje to z terminem Welesowe wnuczę wspomnianym przeze mnie na początku odcinka. Weles tak jak Waruna mógł patronować poetom i jasnowidzom. Etymolodzy zwracają również uwagę na podobieństwo do kolejnego wedyjskiego demona o imieniu Wala, władcy i stróża krów. On to mógł dać początek litewskiemu Velemu a w dalszej kolejności może i Velinasowi. Możliwości jest mnóstwo, podobieństwa są jednak widoczne gołym okiem.

Nie możemy odmawiać Słowianom własnej fantazji mitologicznej i sztywno przypisywać ich bogów do wedyjskich pierwowzorów, mimo wszystko widać wyraźnie, że także oni trzymali się wytrwale genetycznego pierwowzoru.

Powiązanie Welesa ze światem zmarłych jest niepodważalne, w słowiańskim folklorze przetrwał setki lat. Wyobrażano go sobie zasiadającego na złotym tronie usytuowanym w korzeniach drzewa kosmicznego, gdzie ważył uczynki ludzi. W swojej krainie strzegł niewyobrażalnych bogactw, a złoto było metalem wiązanym z jego osobą. Był więc przeciwieństwem gromowładnego Peruna, z którym łączono żelazo. Nie sposób mówić o Welesie nie odwołując się co jakiś czas do Peruna, stąd podobne anegdoty będą pojawiały się ciągle. W późnośredniowiecznym czeskim folklorze ludowym pojawia się Weles pod postacią demona współpracującego z czartem i smokiem. Pod nową postacią zwykł wodzić na pokuszenie, szepcząc zachęty do ucha niczym wąż, z którym tez bywał utożsamiany. Jeszcze w XVI wieku zwykło się mawiać „jakiż Veles im naszepcze” aby pokazać dezaprobatę dla cudzych zachowań. Pewna anegdota z tamtych czasów opowiada o mężczyźnie, który mając dość swojej małżonki marzy o tym, aby odleciała niczym gęś za morze, do Velesa. W na pół pogańskiej kantyczce czescy chłopi zwykli śpiewać o niejakim vele, który przyniesie im szczęście i dobre zrządzenie rzeczy i żywota”. Jak to zazwyczaj bywało, wiemy o istnieniu tej pieśni religijnej z tekstów potępiających ją kazań. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku polskiego Nyji, o którego istnieniu z pewnością nikt by nie pamiętał gdyby nie płomienne kazania kaznodziejów. Przypomina to historię antycznych kodeksów Majów, palonych przez konkwistadorów. Do naszych czasów przetrwało tylko kilka i prawdopodobnie do dzisiaj nikt by ich nie odczytał, gdyby nie pewien szczególnie zawzięty hiszpański zakonnik Diego de Landa, który aby skuteczniej walczyć z kulturą Indian studiował ich język, wierzenia i zwyczaje a następnie opracował podręcznik dla swoich następców. Jest pewnym paradoksem, że w przypadku Słowian większość informacji o dawnych bogach i wierzeniach również zachowała się w relacjach duchownych takich jak proboszcz z Bozowa Helmold. Tak samo o naszym pierwszym królu Bolesławie zwanym Chrobrym nie wiedzielibyśmy prawie nic poza tym, że istniał gdyby nie twórczość merseburskiego biskupa Thietmara, prywatnie zapalczywego krytyka polskiego monarchy.

Dziękuję wam za uwagę, zapraszam do oceniania podcastu na Apple Podcasts, komentowania na kanale Youtube bądź poprzez prywatne wiadomości. Niedawno założyłem również konto na Patronite, gdzie zapraszam osoby zainteresowane wspieraniem mojej skromnej twórczości. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za zainteresowanie.