Perun – władca nieba i błyskawic

 

Poznawszy już nieco Welesa oraz jego sferę działania zbliżamy się do punktu, w którym wypadałoby przyjrzeć się bliżej jego głównemu antagoniście, bogu określanemu przez bizantyjskiego kronikarza Prokopiusza z Cezarei mianem demiurga błyskawicy. Moi drodzy, dzisiaj czas na bliższe poznanie Peruna.

 

Perun - władca nieba i błyskawic

by Michał Kuźniar | Słowiańskie Demony

 

W międzyczasie zapraszam do oceniania podcastu na Apple Podcasts, komentowania na YouTube oraz wspierania mojej inicjatywy na Patronite (link w opisie), a przede wszystkim serdecznie dziękuję wszystkim Patronom. Jednocześnie dziękuję za uwagi wysyłane na e-meila, kilka osób zwracało uwagę, że muzyka w tle jest zbyt głośno co zmieniłem już w poprzednich odcinkach.

Dzisiejszy odcinek jest o tyle łatwy, że nie będziemy musieli szukać informacji w szczęśliwie do naszych czasów zachowanych okruchach wiedzy, tym razem do naszej dyspozycji pozostały bowiem całe strzępy wspomnień i relacji o Perunie, bogu m.in. nieba i błyskawic. Aleksander Bruckner narzekał niesłusznie jakoby był bogiem znanym wyłącznie na Rusi, ale bliżsi nam badacze dysponujący większym materiałem porównawczym wyraźnie wskazują, ze było inaczej. Perun był znany na terenie całej Słowiańszczyzny, chociaż mógł występować pod nieco odmiennymi imionami.

Relacja wspomnianego autora Wojny Gockiej, Prokopiusza niestety nie nazywa z imienia boga władającego burzą, ale jest dla nas o tyle cenna, że pochodzi aż z VI wieku naszej ery. Są to czasy, gdy zachodnie cesarstwo rzymskie jest już jedynie wspomnieniem, które dokonało swego żywota w ostatnich parkosyzmach przed kilkudziesięciu laty, w Europie dogasają słynne Wędrówki Ludów, wtórują im co prawda ambitna lecz w dalszej perspektywie skazana na niepowodzenie militarne rekonkwista Bizancjum, a muzułmańska nawałnica jeszcze nie zerwała się do epickiej walki o panowanie nad światem. To za kilkadziesiąt lat. Tymczasem w tej wczesnośredniowiecznej arenie pisanych dziejów pojawiają się pierwsi Słowianie, zwani przez greckich kronikarzy Antami i Sklawinami. Historyk z Cezarei z ciekawością odnotował zwyczaje religijne dzikich przybyszy z północy:

„Słowianie uważają, że jeden tylko bóg, twórca błyskawicy, jest panem całego świata, i składają mu w ofierze woły i wszystkie inne zwierzęta ofiarne. O przeznaczeniu nic nie wiedzą ani nie przyznają mu żadnej roli w życiu ludzkim, lecz kiedy śmierć zajrzy im w oczy, czy to w chorobie, czy na wojnie, ślubują wówczas, że jeśli jej unikną, złożą bogu natychmiast ofiarę w zamian za ocalone życie, a uniknąwszy, składają ją, jak przyobiecali, i są przekonani, że kupili sobie ocalenie za tę właśnie ofiarę. Oddają także cześć rzekom, nimfom i innym jakimś duchom. I składają im wszystkim ofiary, a w czasie tych ofiar czynią wróżby.”

Prokopiusz przekaże nam jeszcze, że Słowianie wiodą twardy żywot, są stale okryci brudem niczym Massagetowie (to zbiorcze określenie koczowniczych plemion z Azji zalewających wówczas Europę), żyją także w czymś na kształt quasi-demokratycznych komun zarządzanych nie decyzją jednostki lecz uchwałami rad i wieców. Symboliczna relacja Prokopiusza jest pierwszą z serii mówiących o bogu błyskawic, panie nieba. Z czasem pojawią się kolejne a większość będzie brała swój początek z Rusi.

W Powieści minionych lat mnicha Nestora mamy wzmianki o przysięgach ruskich składanych w X wieku podczas zawierania traktatów z Konstantynopolem, są to pierwsze poświadczone relacje pisemne zawierające imię Perun, na którego zaklinał się książę razem ze swoją drużyną. Mocne wpływy skandynawskie spotykane na Rusi Kijowskiej kazały badaczom utożsamiać Peruna z pochodzącym z mroźnej północy Thorem, bogiem burzy i błyskawic. Jest możliwym, że skandynawski Thor nałożył się na już istniejący kult gromowładnego bóstwa Słowian. Wikingowie generalnie byli znani z łatwości w przyswajaniu sobie lokalnych kultów i łączeniu ich z własnymi. Nie mam żadnych podstaw aby podważać podobieństwa obu bóstw, tak częste wśród ludów indoeuropejskich. Powieść minionych lat wspomina Peruna nie pod jednym a pod sześcioma odrębnymi datami, co jest zrozumiałe jako że latopis ma charakter kroniki. Interesujący nas władca błyskawic pojawia się kolejno pod 907, 945, 971, 980, 987 oraz 989 rokiem co czyni go całkiem częstym bywalcem staroruskiej rzeczywistości, z której wyruguje go dopiero energiczna i podszyta groźbą przemocy chrystianizacja zainicjowana przez Włodzimierza Wielkiego w 988 roku. Perun nie zniknie jednak wraz z latopisem Nestora, spotkamy go niejednokrotnie, m.in. na kartach licznych tekstów cerkiewnych takich jak Słowo św. Grzegorza, Słowo Jana Złotoustego, Słowo jak poganie kłaniali się idolom oraz licznych apokryfach i późnośredniowiecznych biografiach poświęconych szczególnie Włodzimierzowi, ojcu chrzestnemu Rusi.

Samo imię Perun nie pochodzi od rzeczownika piorun, jest wręcz odwrotnie, jedno z określeń błyskawicy wzięło swój początek od tego teonimu. Lingwiści widzą w prasłowiańskim Perunie tego, który uderza. Pochodną prasłowiańskiego –per znaczącego tyle co uderzać jest obecny w języku polskim wyraz prać w domyśle oznaczający bić, uderzać, chociaż z czasem dorobił się innego znaczenia związanego z czyszczeniem odzieży. Należy jednak zauważyć, że dawne pranie odzieży w świecie bez automatycznych pralek, wybielaczy i proszków do prania było ciężką fizyczną pracą a usunięcie brudu wymagało długotrwałego bicia odzieży z użyciem tzw. kijanki. W potocznym języku polskim ciągle spotykamy się z archaicznym rozumieniem prania jako bicia na przykład gdy chcemy powiedzieć, że spierzemy kogoś na kwaśne jabłko.

Ludy bałtyjskie czciły swojego Perkunasa, wśród Prusów spotykało się Parkunsa, ludy dawnej Łotwy mogły modlić się do Perkuonsa. Nawet dawni Finowie zapożyczyli od sąsiednich plemion tę nazwę dla swojego boga Ukko, którego obdrzyli dodatkowym imieniem Perkele. Co ciekawe wyraz perkele do dzisiaj funkcjonuje w języku fińskim jako określenie diabła i ciężkie przekleństwo.

Jeżeli spojrzymy jednak szerzej znajdziemy bóstwa o podobnym imieniu i przymiotach nie tylko wśród bliskich Słowianom Bałtów ale także wśród starożytnych Hetytów zamieszkujących Azję Mniejszą w czasach biblijnych, gdy Bliskim Wschodem targały apokaliptyczne jak na owe czasy konflikty egipskich faraonów i hetyckich królów, starcia na miarę XX wiecznych wojen światowych. Wspomniani Hetyci czcili boginię Perunas, matkę kamiennego potwora Ullikummi, który Aleksandrowi Gieysztorowi przypominał skandynawskiego Thora. Bliżsi naszym czasom ugrofińscy Mordwini czcili Purginepaza, pana błyskawic.

Perun był więc jednym z licznych gromowładnych bogów, z którymi łączono pioruny, skały i gaje dębowe. Ludy bałtyjskie w swoim folklorze jeszcze w XVII wieku łączyły dęby z gromowładnym bóstwem, co nie oznaczało bynajmniej utożsamienia dębu z istotą z zaświatów. Już Mircea Eliade zauważył, że drzewo nie było nigdy przedmiotem czci samym w sobie, raczej to co się w nim lub na nim zawierało. Słowianie wierzyli, że drzewa są swego rodzaju ołtarzami poprzez które można nawiązać kontakt z bóstwami, na nich również mieli odpoczywać goście z zaświatów – dusze zmarłych przybywające pod postacią ptaków.

W kręgu kultur Słowian i Bałtów uderzenie pioruna uważano za zdarzenie sakralizujące każdy dotknięty nim przedmiot, nieważne czy było to zwierzę, człowiek, skała bądź budynek. Z relacji pewnych podróżników na Żmudzi z 1652 roku zachowało się wspomnienie żalu jednego z miejscowych przewodników, który ubolewał że został oszczędzony przez piorun podczas burzy. Ten sam człowiek znalazłszy spopielone siodło z radością spożył z niego nieco popiołu aby zdobyć długowieczność, odporność na choroby, dar wróżenia oraz zaklinania ognia. Kazimierz Moszyński również zanotował podobne zdarzenie, tyle że miało ono miejsce w drugiej połowie XIX wieku w Charkowie, obecnie mieście ukraińskim, wtedy części cesarstwa rosyjskiego. Piorun miał wtedy trafić jednego z miejscowych wieśniaków, który przeżył uderzenie odnosząc potworne obrażenia, głównie dotkliwe poparzenia większej części ciała. Chłopskie przesądy nie pozwoliły nieść mu pomocy gdyż miejscowi uważali, że został dotknięty swego rodzaju boską interwencją, której nie należało zakłócać. Nieszczęśnik konał tak kilka godzin. Z tego samego powodu nie gaszono zapalonych od pioruna zabudowań.

Drzewa oraz wzgórza częściej dotykane wyładowaniami atmosferycznymi uważano za miejsca święte otaczano je płotami lub rowami. Powszechnie przypisywano im moc magiczną, zwłaszcza leczniczą co można porównać do dość powszechnej dzisiaj wiary w cudowne źródełka, strumyki czy inne miejsca gdzie rzekomo miała objawić się jakaś święta persona z mitologii obecnie dominujących religii jak choćby chrześcijaństwo. Na przestrzeni wieków z piorunami wiązano skamieniałe belemnity, tj. prehistoryczne głowonogi, które zwano strzałkami perunowymi wiążąc je błędnie z miejscem uderzenia pioruna ciśniętego przez Peruna, płanetnika bądź św. Eliasza.

Ciekawą relację o lokalnych wierzeniach związanych z bogiem błyskawic i poświęconymi mu miejscami przekazał nam niejaki Hieronim z Pragi. Udał się on w XV wieku na Litwę aby chrystianizować zachodnie połacie tego pogańskiego skansenu na mapie Europy, jak wiemy bowiem Litwa była ostatnim krajem wprowadzonym do grona narodów chrześcijańskich, co miało miejsce w drugiej połowie XIV wieku. Chrzest był jednak jedynie oficjalnym gestem elit, przez wiele lat nikt specjalnie nie przeszkadzał pospólstwu w czczeniu dawnych bogów. Hieronim z Pragi zastał kraj, w którym czczono węże, święte lasy, w szczególności dęby, oddawano również cześć wiecznemu ogniowi. Gorliwy kaznodzieja w przypływie zapału jakże charakterystycznego dla jemu podobnych pozabijał węże, pogasił ogniska i pościnał najwyższe i najstarsze drzewa w lasach, zwłaszcza dęby, które miały być szczególnie miłe lokalnym bogom. Co wolno wojewodzie to wolno, ale że Hieronim wojewodą nie był, musiał się wkrótce z Litwy ewakuować, gdyż oburzona ludność udała się na skargę do księcia Witolda. Hieronim miał według nich zniszczyć dom boży, z którego otrzymywano urodzaj, deszcz i dobrą pogodę, niezbędną dla przetrwania ludności żyjącej z roli. Książę Witold ulitował się nad poddanymi i skłonił zapalczywego kaznodzieję do opuszczenia swego kraju. Być może Hieronimowi nie w smak było pójście śladami Wojciecha zabitego przez Prusów czterysta lat wcześniej? Relację z nieudanej wyprawy czeskiego duchownego przekazał nam Eneasz Sylwiusz Piccolomini, włoski humanista, poeta i późniejszy papież Pius II.

W poszukiwaniach Peruna najbogatsze będą jak już wspomniałem źródła ruskie, wbrew narzekaniom Aleksandra Brucknera nie będące wcale jedynymi. Z gromowładnym bogiem spotykamy się w nich na przestrzeni pięciuset lat. Jeszcze z XIV-wiecznego Słowa Grigorija dowiadujemy się że „i ninie po ustroniach modlą się do tego przeklętego boga Peruna”. Niemal czterysta lat po oficjalnej chrystianizacji lud ciągle modlił się do dawnych bogów na co powszechnie narzekali chrześcijańscy kaznodzieje. Pierwszym źródłem pisanym z Rusi jest słynna Powieść minionych lat, nad którą warto się tutaj obszerniej pochylić. Sam latopis został pierwotnie spisany końcem XI wieku, ale korzystał ze źródeł wcześniejszych. W XII wieku ponownie przeredagowano Powieść, stąd jest to źródło bardzo bliskie omawianym wydarzeniom, co we nie zdarza się często.

Latopis mnicha Nestora skupia się na osobie Włodzimierza, później nazwanego Wielkim, prowadząc nas przez całe jego awanturnicze i brutalne życie. Ruski władca, ojciec chrzestny Rusi i święty zwał się naprawdę Waldemar, gdyż jak wielu członków jego rodziny miał skandynawskie korzenie. Życie Włodzimierza zekranizował w 2016 roku Andriej Krawczuk w średnio udanej rosyjskiej superprodukcji pod tytułem Wiking, będącej dość wierną ekranizacją części Powieści Minionych Lat, co nie oznacza oczywiście, że film niesie ze sobą jakąś dużą wartość historyczną. Ogląda się to widowisko dość przyjemnie i tak jak wspomniałem fabuła jest mocno oparta na latopisie Nestora chociaż sam Włodzimierz musiał być postacią niezwykle barwną i charyzmatyczną czego nie można powiedzieć o wcielającym się w niego Danile Kozłowskim. Ruski kniaź Włodzimierz zabił swego brata Jaropełka, który wcześniej z kolei przyczynił się do zabicia ich wspólnego brata Olega. Źródła mówią, że miał za życia osiemset nałożnic, nie uściślają czy łącznie czy w jednym tylko momencie sporządzania relacji, swą pierwszą żonę zaś, Rognedę porwał, zgwałcił i zmusił do zamążpójścia. Panna miała obiekcje do jego pochodzenia, które było delikatnie mówiąc drugiej świeżości, Włodzimierz był zwyczajnie bękartem.

Ten władca w początkach swych rządów, jeszcze przed decyzją o chrzcie starał się dokonać w sferze religijnej czegoś wyjątkowego a mianowicie skonsolidować podległe plemiona poprzez stworzenie wspólnego panteonu bóstw, którym poświęcono specjalne, święte miejsce w pobliżu siedziby władcy w Kijowie. „I począł Włodzimierz panować w Kijowie sam jeden. I wystawił posągi poza dziedzińcem dworskim Peruna drewnianego, a głowa jego srebrna, a wąs złoty; i Chorsa, i Dażboga, i Striboga, i Siemargła, i Mokosz. I ofiarowywali im, zowiąc ich bogami, i przywozili syny swoje i córki, i ofiarowywali biesom, i splamili ziemię ofiarami swymi, i splamiła się ziemia ruska, i to wzgórze.”

Fragment ten do dzisiaj spędza sen z powiek historykom, religioznawcom, lingwistom i wszelakim pasjonatom tematu, analizującym imiona bóstw każde jedno i wszystkie z osobna. Do dzisiaj nie wiadomo na pewno czy Siemargł to jeden bóg czy też może dwóch – Siem i Rgieł? Czym zajmował się tajemniczy Dażbog? A Chors? Stribog? Tylko w przypadku Peruna i Mokoszy ilość znaków zapytania jest nieco mniejsza. Wymienienie Peruna jako pierwszego na liście często jest odbierane jako przyznanie mu również pierwszego miejsca w panteonie, co byłoby zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że w przeciwieństwie do większości pozostałych bóstw pojawia się na łamach Powieści minionych lat kilkukrotnie, szczególnie podczas wspomnianych już przeze mnie traktatów pokojowych z Konstantynopolem, gdy na Peruna klęli się wojownicy ruskich kniaziów. Henryk Łowmiański sugerował nawet, że to Perun był jedynym bogiem Rusinów, pozostałe zaś teonimy dodali późniejsi redaktorzy latopisu. Jest to zrozumiałe jeśli porównać chociażby bliższe nam kontrowersje jakie do dzisiaj wzbudza w Polsce tak zwany Olimp Jana Długosza z plejadą dziwnych imion nie poświadczanych w żadnych wcześniejszych kronikach. Na uwagę zasługuje fakt, że tylko posąg Peruna jest opisany szczegółowo jako łączący drewno, złoto i srebro. Latopis był spisywany kilkadziesiąt lat po zaistniałych wydarzeniach, ten okres pokrywał się z życiem przynajmniej dwóch pokoleń, stąd dziejopis mógł dodać nieco dodatkowych teonimów od siebie. Nie oznacza to, że bogowie ci nie istnieli, być może występowali tu i ówdzie, lecz niekoniecznie musieli być członkami tzw. Panteonu Włodzimierzowego. Większość badaczy uznaje jednak wiarygodność przynajmniej części spośród wyżej wymienionych towarzyszy Peruna.

Dziwi brak Welesa wśród wymienionych bóstw, jak pamiętamy odgrywał on bardzo istotną rolę na Rusi a raz w 971 roku obok Peruna również na niego przysięgano podczas podpisywania traktatu z Bizancjum.

Rządy Peruna na Rusi wkrótce miały już dobiec końca, gdzieś w latach 80. Włodzimierz zaczął poszukiwać alternatyw dla religii pogańskiej, która najprawdopodobniej nie spełniała pokładanych nadziei na umocnienie władzy. Nie bez znaczenia był również fakt pogardy jaką wobec pogan okazywali monoteistyczni przeważnie sąsiedzi. Żaden szanujący się cesarz Franków czy Bizancjum nie wydałby córki bądź siostry za poganina, a Włodzimierzowi towarzyszyły ambicje międzynarodowe. Kolejni władcy sąsiednich państw przyjmowali chrzest jeden za drugim, wśród nich książę Polan Mieszko. W 988 roku książę Włodzimierz „przyszedł sam do Kijowa; skoro przyszedł, kazał bałwany powywracać, jedne rozsiekać, drugie wydać na ogień; Peruna zaś kazał przywiązać koniowi do ogona i wlec z góry wedle Boryczowa na ruczaj, a dwunastu ludziom kazał go ciąć prętami, nie to jakby drzewo to czułe, lecz czartu na urągowisko, co ludzi tym obrazem zwodził, aby odpłatę przyjął od ludzi […] gdy go zaś po ruczaju wleczono ku Dnieprowi, płakali niewierni jego ludzie, bo jeszcze nie przyjęli byli chrztu świętego. I przywlekłszy porzucili go do Dniepru i rozporządził Włodzimierz mówiąc: ‘Jeśli gdzie przystanie, odbijajcie go od brzegu, aż minie porohy, to wtedy go porzućcie’. Oni zaś wypełnili rozkazanie. Gdy go opuścili, a on porohy przebył, wyrzucił go wiatr na mieliznę i stąd przezwała się mielizna Perunowa, jak się i do dziś nazywa.

Zniszczenie posągu Peruna było jedynie pierwszym aktem dramatycznego spektaklu jakim miał by zbiorowy chrzest Rusi kijowskiej. „Potem rozesłał Włodzimierz po całym grodzie, mówiąc: ‘Ktokolwiek, czy bogacz, czy ubogi, czy żebrak, czy robotnik z jutra się na rzece nie stawi, niech mi będzie za przeciwnika’. Słysząc to, ludzie szli z radością, radując się i mówiąc: ‘Gdyby to nie było dobre, nie przyjęliby tego książę i bojarowie’. Nazajutrz wyszedł Włodzimierz nad Dniepr, z popami cesarzówny i chersońskimi i zeszło się ludzi bez liczby (…)”. Dodam tutaj od siebie, że wspomnianą cesarzówną była Anna, siostra bizantyjskiego cesarza Bazylego II Bułgarobójcy, oddana Włodzimierzowi jako element sojuszu pomiędzy Konstantynopolem i Kijowem. Anna była tzw. Porfirogenetką, to znaczy zrodzoną w Purpurowej Komnacie, był to tytuł przyznawany dzieciom cesarzy bizantyjskich które przyszły na świat w komnacie najprawdopodobniej wykładanej purpurowym kamieniem – porfirem. O małżeństwa dynastyczne z takimi księżniczkami zabiegała wówczas cała Europa, najczęściej bez skutku. Włodzimierz nie miałby żadnych szans ubiegać się o rękę Anny gdyby nie przyjął chrześcijaństwa.

Sam chrzest przebiegał zgodnie z relacją Powieści minionych lat, ludzie masowo „wleźli w wodę i stali jedni po szyję, drudzy po piersi, maleństwo przy brzegach, inni zaś trzymali maleństwo, dorośli zaś brnęli, popi zaś stali i prawili modlitwy. Gdy zaś się ludzie ochrzcili, szli wszyscy do domów swoich […] i kazał Włodzimierz stawiać cerkwie i stawiać je po miejscach, gdzie stały bałwany, i wystawił cerkiew świętego Wasyla na wzgórzu, gdzie stał bałwan Peruna, i inne, gdzie książę i grodzianie ofiary czynili”.

Podobny los spotkał w tym samym roku posąg Peruna w Nowogrodzie Wielkim, gdzie był czczony w miejscu zwanym Perynią. Na tamtejszym wzgórzu znajdował się przybytek poświęcony władcy burz. Jak donosi  Trzeci latopis nowogrodzki działający z polecenia księcia Włodzimierza biskup Jakim rozkazał w tym miejscu „zniszczyć trebiszcze (trebiszcze to inaczej miejsce święte, treba byłą ofiarą) i posiec Peruna, który w Nowogrodzie Wielkim wznosił się na Peryni, i związawszy sznurami wleczono go po błocie, bijąc go batami i popychając, i wrzucili go do Wołchowa, i zakazał Jakim, aby nikt go nie przyjmował. Szedł zaś rano nad rzekę podgrodzianin, chcąc garnki wieźć do miasta, a to Perun przypłynął do brzegu. Odepchnął go kijem: ‘Ty – powiedział – Peruszycu do sytości jadłeś i piłeś, a teraz popłyń precz, płyń ze świata, potworo”. Co ciekawe wykopaliska archeologiczne prowadzone w tych okolicach po zakończeniu II wojny światowej potwierdziły istnienie konstrukcji mogącej być miejscem kultu. Spory, okrągły kamień otoczony rowem pośrodku którego znajdowało się coś co mogło być podstawą obalonego posągu. Radziecki uczony Sedov zwracał uwagę, że jeszcze w XIX wieku żeglarze omijający to miejsce zwykli rzucać do wody drobne przedmioty w ramach ofiary dla zapomnianych tajemniczych sił, o których pewnie wiedzieli z opowieści rodziców i dziadków. Pamięć o pradawnym miejscu kultu przetrwała w kalekiej formie przez co najmniej dziewięć stuleci.

Napoleon Bonaparte zauważył po katastrofalnej wyprawie na Rosję, że jedynie jeden krok dzieli wielkość od śmieszności. Podobnie krótka i gwałtowna zmiana zwaliła Peruna z samego szczytu w ciągu zaledwie kilku lat. W początkach lat 80. X wieku był to główny bóg Rusi, na niego składano wiążące nawet władców przysięgi. Zaledwie kilka lat później jego pomniki wylądowały w błocie bądź nurcie rzek. To koniec pierwszego odcinka z cyklu poświęconego Perunowi oraz jego licznym twarzom.